- Cześć. Obudziłam Cię?
- Cześć, nie skąd. Co ty robisz? I która godzina?
- Dochodzi siódma, pomyślałam że zrobię śniadanie. Masz ochotę na jajecznicę?
- Jasne!
- Z bekonem czy bez?
- Nie jem mięsa.
- Ach! No tak Mike mi o tym wspominał, wybacz wypadło mi z głowy. - I znowu serce na zwykłą wzmiankę o Mike'u zaczęło mi szybciej bić.
- On... on Ci się podoba. Prawda? - nałożyła mi i sobie jajecznicę - Wytłumacz mi jak to jest między wami, to wkurzające, nie wiem na czym stoję!
Roześmiałam się głośno.
- Ty nie wiesz na czym stoisz? - i znowu głośny śmiech, który powoli zamieniał się w nerwowy chichot.
- Nie dostanę wyjaśnień?
- Nie ma co wyjaśniać. Jego się o to zapytaj i powiedz mi jak jest. - przerwałam żeby nałożyć sobie do ust resztki jajecznicy, po czym dodałam. - Zmieńmy temat. Wybierasz się na bal? - Ups... zrobiłam błąd na to pytanie Sara wyraźnie posmutniała, ale widać było że starała się to ukryć.
- Nie, raczej nie. Czemu pytasz?
- Przyjdziesz do mnie wtedy na noc?
- To ty nie idziesz z Mike'em?
- Em... Nic mi o tym nie wiadomo. Dlaczego pytasz?
- No bo on... on wiele - I nie dokończyła bo drzwi wejściowe się otworzyły, a w nich stanął Mike.
- Gotowe do wyjścia? Za pół godziny są lekcje.
- Hm... czy to nie przypadek, że przychodzisz tu akurat wtedy jak rozmawiamy o tobie, i o tym że chciałeś zaprosić Lisę na bal? - Na słowa Sary, Mike lekko spochmurniał.
- O czym ty mówisz? Nie miałem zamiaru jej zaprosić. Idę z... Ericą. - W jednej chwili wszystkie moje nadzieje wobec niego rozwiały, od środka czułam jak wypełnia mnie gorący dreszcz, nie taki jaki mam przy dotyku Mike'a, ten był wręcz parzący i nieprzyjemny. Dłonie trzęsły mi się, na co splotłam je ze sobą i skupiłam się na tym żeby moc nie rzuciła niczym w nikogo, nawet Mike'a. Jak trochę się uspokoiłam odwróciłam się do nich plecami, niepewna czy łzy zaraz nie zaczną lecieć mi z oczu. Odezwałam się, mój głos był spokojny i opanowany. Na szczęście.
- Mike ma rację, jak zaraz nie wyjedziemy spóźnimy się. - Ani ja, ani Sara, ani Mike nie odzywaliśmy się już więcej. W ciszy poszliśmy do samochodu, i w nim też cicho siedzieliśmy, Mike przerwał tę ciszę pytaniem:
- A ty Myszka? Z kim idziesz na bal? - Naprawdę się o to pytał? Byłam przekonana że wie że nie, na pewno podsłuchiwał.
- Nie wybieram się, nie kręcą mnie... A po za tym... - Już chciałam powiedzieć, że mam urodziny i wolę je spędzić w domu z Sarą niż sama w szkole. Powstrzymałam się i powiedziałam coś innego, ale zgodnego z prawdą. - A po za tym, nie umiem tańczyć.
Pani od matematyki jak zwykle prowadziła ciekawie lekcje, dziś jednak nie mogłam się na niej skupić bo zbyt rozpraszała mnie wcześniejsza rozmowa z Mike'em. Rose musiała zauważyć że jestem niespokojna, bo po dwóch lekcjach matematyki podeszła do mnie i powiedziała:
- Co się stało?
- Ja... Miałam zły... poranek.
- Jest dopiero 10:00 godzina, w czym poprzednią przerwę siedziałaś sama w klasie. To coś się stało przed szkołą, więc to albo dotyczy twojej mamy, albo Mike'a, albo Sary. Ja obstawiam raczej Mike'a.
- Wow! Wszystko sobie dokładnie obmyśliłaś, i masz częściowo rację. - A raczej całkowitą, ale już nie chciałam jej mówić bo by o wszystko się pytała, nie byłam dzisiaj w humorze do rozmów na ten temat. - Idziesz na bal?
- Oczywiście! Cała szkoła idzie, o kurczę! Nie mam jeszcze sukienki, a ty masz? Może pojedziemy dzisiaj do Arao?
- Chętnie z tobą pojadę tylko że... że... - Na przeciw mnie stanęła dziewczyna, z którą chyba miałam matematykę, siedziała gdzieś z przodu. Miała na sobie tak krótką, czarną, spódniczkę, że byłam przekonana że gdy się schyli, będzie jej widać majtki, do tego bordowa bluzka do pępka. Prawie białe, blond włosy, były rozpuszczone i sięgały do pasa. Jej skóra miała blady odcień, oczy przyciągały uwagę, miały niebieski, można by powiedzieć, że turkusowy odcień. Spojrzała na mnie z drwiącym uśmieszkiem i powiedziała:
- Ty to ta nowa?
- Cześć, jestem Lisa. - Ta sytuacja jest dziwna, podchodzi do mnie jakaś dziewczyna i wita się ze mną, jestem w szkole od dwóch tygodni, no błagam! - A ty...? - to pytanie wyraźnie ją zdziwiło i obraziło, spojrzała na mnie jak na idiotkę i powiedziała:
- Erica, przewodnicząca rady uczniów, kierownik przyszłego balu szkolnego. - Coś mi mówiło to imię, ale... Ale co to było? O matko! Czy to nie z nią Eric idzie na bal?!
- Aha, masz teraz z nami język angielski? - Nie musiała odpowiadać; zadzwonił dzwonek i pan Hunter od razu wpuścił wszystkich do klasy, w tym niebieskooką blondi. Usiadłam na moim miejscu, tym na końcu klasy, przede mną siedział Mike, a obok mnie Rose. Wpatrywałam się w Ericę, podeszła do nauczyciela i zapytała o coś, on kiwnął twierdząco głową i odesłał ją do ławki. Wzięła swoje rzeczy i przesiadła się. Teraz siedziała przede mną, z Mike'em. A więc to prawda, to z nią idzie na bal. Teraz miałam dwie opcje do wyboru, albo zanurzyć się w myślach i nie interesować się lekcją, albo słuchać uważnie, by odwrócić tak swoją uwagę od Mike'a. Wybrałam drugą opcję. Lekcja dłużyła się w nieskończone, chichoty dobiegające z ławki przede mną były przytłaczające, a ja myślałam że zaraz wybiegnę z sali, na szczęście nie zrobiłam tego.
Reszta lekcji minęła całkiem przyjemnie, pewnie ze względu na to, że nie było na nich Erici, miałam tej dziewczyny dość, znałam ją tylko od kilku godzin, ale wiedziałam że nigdy jej nie polubię, nie dość, że jest irytująca, to jeszcze idzie na bal z Mike'em! A może to o to tu chodzi? Może polubiłabym ją gdyby nie była z Mike'em? Nie, to nie byłoby możliwe, za nic nie polubię rozpuszczonej, pół-nagiej blondi. Nigdy.
Zaraz po szkole pojechałam z Rose do Arao; dużego miasta, oddalonego od naszej miejscowości o jakieś 40 kilometrów. Weszłyśmy do galerii handlowej ,,Dereonia" i poszłyśmy do sklepu z odzieżą, na wystawie były piękne suknie w jesiennych barwach, Rose podbiegła do nich, i zaraz zaczęła je ściągać z wieszaków i gdy już uzbierała chyba z dziesięć sztuk poleciała do przymierzalni, usiadłam na kanapie i czekałam na nią.
- Wolne Myszko? - odezwał się, głos który rozpoznałabym wszędzie, a ,,Myszko" mnie w tym upewniło - głos Mike'a
- Jeśli powiem nie, to i tak tu usiądziesz więc...
- Myślałem że nie idziesz na bal. - usiadł obok mnie - Mam wrażenie, że nie przepadasz za Ericą.
- Nie idę na bal, przyszłam tu z Rose. - I jak za dotknięciem magicznej różdżki z przebieralni wyszła Rose, miała na sobie czerwoną, starannie wyszywaną i przyodzianą drobnymi diamencikami w pasie, i sięgającą do kolan, piękną, sukienkę. Sprawiała w niej wrażenie księżniczki, wyglądała w niej po prostu cudnie. Gdy szła, nie zwracała uwagi na mnie, tylko na to by nie potknąć się na wysokich na dziesięć centymetrów obcasach, teraz spojrzała się w stronę kanapy na której siedzieliśmy, otworzyła szeroko oczy i przystanęła na moment, po chwili jednak podeszła w naszą stronę i powiedziała:
- I jak?
- Wyglądasz genialnie! Musisz ją kupić! Czekaj właściwie to z kim ty idziesz?
- Z Davidem, chodzi z nami na wychowanie w rodzinie, jutro go poznasz. A ty? Idziecie razem?
- Nie wybieram się na bal.
- Ale... Przecież mówiłaś, że pójdziesz. - wyglądała na szczerze zawiedzioną
- Nie, powiedziałam, że pójdę z tobą kupić sukienkę, nie że idę.
- Dlaczego nie idziesz? Myślę, że jest kilka opcji. Albo nikt Cię nie zaprosił, albo gdzieś wyjeżdżasz, albo po prostu nie umiesz tańczyć.
- Wszystko razem... tak jakby. Dobra nie ważne. Zmieńmy temat.
- Ok, wy tu siedźcie a ja idę przymierzyć pozostałe.
- Wszystkie?
- Wszystkie.
- Rose, nie obraź się ale nie mam tyle czasu. Wrócę tu za 30 minut i wtedy zobaczę co sobie upatrzyłaś.
- Nie ma sprawy. - uśmiechnęła się do mnie - A ty Mike? Zostajesz czy z nią idziesz? Po co ty tu w ogóle jesteś?
- To cześć. - powiedziałam i wyszłam ze sklepu, zaraz po tym Mike chwycił mnie za łokieć, a ja zatrzymałam się.
- Głupio wyszło.
Nie rozumiałam, więc wysłałam mu pytające spojrzenie, on kontynuował - Dlaczego naprawdę nie idziesz na bal?
- Powiedziałam Ci już. Nie mam teraz czasu, muszę kupić pewną, bardzo istotną rzecz. - powiedziałam i przyśpieszyłam kroku.
- Cóż takiego?
- A czy to ważne? Po co ty tu właściwie jesteś? - Naprawdę szczerze mnie to ciekawiło
- Przyszedłem żeby... Pomóc ci w zakupach. - ta, jasne
- Nikomu o nich nie mówiłam.
- Usłyszałem. - Raczej podsłuchiwałeś.
- Idę kupić rolety.
Mike głośno się roześmiał.
- Naprawdę? Są aż tak bardzo ważne i istotne?
Nie odpowiedziałam mu, nie miałam po prostu ochoty dziś już z nim dłużej rozmawiam i przebywać, niestety nie udawało mi się go łatwo pozbyć i poszłam do sklepu z roletami i razem z Mike'em wybrałam dwie, czarne sztuki, podeszliśmy do kasy, ale w kolejce przed nami stało chyba co najmniej trzydzieści osób, wtedy wyciągnęłam z kieszeni komórkę i zobaczyłam na niej dwanaście nie odebranych połączeń i trzy SMSy, wszystkie od Rose w ostatnim pisało :
Jadę. Jutro Ci wytłumaczę. Przepraszam. Do zobaczenia w szkole.
- Jak tu przyjechałeś?
- Moim autem. A co?
- No to chyba wracamy razem.
I znowu ten uśmiech z reklamy Colgate.
- Nie wracasz z Rose?
- Już pojechała.
- Aha. No ok.
Po około piętnastu minutach byliśmy już w samochodzie, i zapadła niezręczna cisza. Nie wiedzieć czemu moja frustracja w stosunku do Mike'a minęła mi, i teraz chciało mi się z nim gadać. On też chyba to zauważył, bo zadał pytanie:
- Jak to z wami jest? Sara ma tak samo, jest na mnie obrażona, a po chwili jej mija. - bezwiednie zaśmiałam się i dopiero po chwili zauważyłam że to był głośny śmiech, więc uśmiech znikł z mojej twarzy i zrobiłam się czerwona. - Widzisz, no znowu! Nie ma jakiegoś poradnika typu ,,Jak zrozumieć dziewczyny?" dużo czytasz, i chodzisz do księgarni, nie natknęłaś się czasem na coś? Chętnie bym przeczytał.
- Nie nie widziałam, ale jak zobaczę to ci kupię.
- Uff... dziękuję. - krótka przerwa - A... a co powiesz na koktajl, po drodze jest jedna budka... i... jedziemy?
- Ja... bardzo chętnie... - Mike'owi rozbłysły oczy - ale... chcę się w końcu wyspać, od kilku dni mi się nie udaję a... no zrozum. Może w piątek... - błąd, piątek jest bal a on idzie na niego z Ericą! Znów przepłynęła przeze mnie gorąca fala gniewu, ale dokończyłam grzecznie zdanie - ...albo w niedzielę.
- Czemu nie czwartek? Lekcje są wtedy luźne bo wszyscy przygotowują się na bal, w piątek to już w ogóle luz.
- A ty się nie przygotowujesz? - czułam jak mój gniew i poczucie zdrady się rozprzestrzenia, i że zaraz przestane się kontrolować.
Mike nie odpowiedział. W końcu dojechaliśmy pod dom Mike'a i tam wysiadłam, niestety zrobiłam to zdecydowanie zbyt gwałtownie bo moja noga przez brak kuli nie dała rady i zachwiałam się, po chwili jednak stanęłam na równe nogi, rzuciłam krótkie ,,Dzięki" do Mike'a i poszłam do domu. Drzwi do domu otworzyła mi mama, miała dziwny wyraz twarzy, ni to rozgniewany, ni to roześmiany, no po prostu nie do odgadnięcia!
- Nie miałaś jechać z Rose?
- Pojechałam.
- Nie rozumiem.
- Pojechałam z nią, ale ona pojechała do domu i byłam skazana na Mike'a.
- A co on tam robił?
- Pomógł mi w... . - zapomniałam, w bagażniku jego auta zostawiłam rolety. - Zaraz wracam. - powiedziałam i wybiegłam z domu, nie zważając na bolącą stopę. Wtedy to się stało... wpadłam na Mike'a w połowie drogi do jego domu.
- Co ty tu robisz?
- To chyba ja powinnam zadać Ci to pytanie.
- Przypomniałem sobie że zostawiłaś u mnie rolety. - faktycznie, miał w ręku siatkę z moimi roletami, więc wyciągnęłam po nie ręce, a on roześmiał się. - Chyba nie myślisz że pozwolę ci je sam założyć.
- Słucham?
- Jesteś dziewczyną. - i wtedy ponownie ruszył w stronę mojego domu, a ja oczywiście za nim.
- Daj to, poradzę sobie!
- Oj, Myszko, co Ci szkodzi. Aż tak Ci przeszkadza że ktoś chce Ci pomóc?
- Nie ktoś, tylko ty!
- A ja jestem dla ciebie kimś innym niż inni?
Mama przerwała tą dziwną rozmowę i stworzyła kolejną otwierając drzwi i mówiąc:
- O witaj Michael. Lisa, jak wybiegłaś z domu nie sądziłam że przyprowadzisz chłopaka. - no i znowu to samo.
- Mamo... Mike przyszedł pomóc mi tylko w zawieszeniu rolet i... .
- I nie jestem jej chłopakiem.
- Kupiłaś rolety?
- Tak, my... już pójdziemy.
Niedługo po tym byliśmy już w moim pokoju, a Mike wieszał rolety.
- Chłopak? - zapytał roześmiany
- Rób to co masz robić. - powiedziałam równie rozbawiona.
- Wiesz może czemu jak wróciłem do domu po szkole to Sara była na mnie wkurzona? - już chciałam powiedzieć ,,Tak, przecież dziś rano powiedzmy że mnie wystawiłeś" ale powiedziałam tylko:
- Pewnie ktoś ją w szkole wkurzył albo dostała złą ocenę.
- I voilà! Gotowe, teraz będziesz mogła ukrywać się przede mną.
- To... dzięki. - powiedziałam i przetarłam oczy ręką, nie przespane godziny dały o sobie znać, i wiedziałam że jak Mike pójdzie to mama zaraz będzie chciała żebym jej wszystko wytłumaczyła.
- Skarbie wychodzę, nie czekaj na mnie, będę późno! - krzyknęła z dołu mama, po czym usłyszałam chrzęst zamykanych drzwi. No super, teraz to będzie mi Mike'a jeszcze trudniej wygonić, ale czy ja naprawdę tego chciałam? Chciałam żeby już poszedł?
- Będę już szedł. Czy może chcesz żebym z tobą został?
- Myślisz że boję się sama być w domu? - kurczę, trochę głupio to zabrzmiało
- Nie, ale myślę że Sara nadal nie chce żebym był z nią w jednym domu. - to dlatego pojechał ze mną na zakupy, nie dlatego że chciał być miły czy coś, po prostu, nie miał co robić w domu. I znowu uderzyła we mnie ta fala gniewu, tyle że tym razem nie wytrzymałam i długopisy które leżały na biurku poleciały w stronę Mike'a, na szczęście szybko wzięłam do ręki poduszkę i rzuciłam tam, gdzie celowały długopisy; w jego tors. Po chwili cztery wbiły się w poduszkę, a dwa się odbiły i spadły na podłogę. Zszokowana opadłam na łóżko i powiedziałam ciche ,,Przepraszam".
- Co zrobiłem że Myszka znowu chce mnie zabić?
- Nie dramatyzuj, nawet cię nie dotknęły.
- Nie rozumiem dlaczego w ogóle do mnie poleciały, jestem aż tak pociągający?
- Przyciągasz długopisy, wow masz się czym chwalić.
Nic nie odpowiedział tylko się zaśmiał, a ja podeszłam do szafki i wyjęłam z niej dwa 16 kartkowe zeszyty i wsadziłam do plecaka, tak samo zrobiłam też z niebieską koszulką i krótkimi spodenkami na WF i piórnikiem.
- A więc to są te twoje lekcje do odrobienia?
- Tak.
Mike się roześmiał, a ja poszłam do kuchni zrobić nam kanapki, wzięłam do ręki chleb i położyłam go na desce do krojenia, usłyszałam u góry jakiś czy ja wiem, brzdęk? Skupiłam swoje myśli na tym by słyszeć co Mike robi, udało mi się i byłam z siebie zadowolona, ale szybko mi to minęło jak zorientowałam się że gra piosenkę o nim, miałam ją zapisaną na trzech kartkach, na jednej były same słowa, na drugiej nuty, a na trzeciej to i to razem, którą mógł mieć w rękach? Musiałam się upewnić i pobiegłam na górę tak by mnie nie zobaczył, ale i tak żeby sprawdzić co czyta. Uff... na szczęście same nuty, tekst pewnie był pod poduszką, albo w pamiętniku. Jak wychodziłam z pokoju, pod moimi nogami zatrzeszczał panel podłogowy i Mike odłożył gitarę, podszedł do mnie i spytał udawanym surowym tonem:
- Ładnie to tak podsłuchiwać?
- A ładnie to tak grzebać w czyiś rzeczach?
- Wygrałaś.
- Idę dokończyć kanapki, a ty nic więcej nie dotykaj.
- Obiecuję będę grzeczny.
I znowu ten biały uśmiech, kurczę muszę zacząć panować nad emocjami, bo zawsze jak go widzę ja sama szeroko się uśmiecham co może być dziwnie podejrzane. No nic, zeszłam na dół a po chwili wróciłam z czterema kanapkami, dwiema z czekoladą i dwiema dżemem, podałam Mike'owi talerz i zapytałam:
- Czego się napijesz?
- Woda może być.
I trzy minuty później byłam już z powrotem przy Mike'u.
- Nie mówiłeś że umiesz grać.
- A ty nie mówiłaś że umiesz komponować.
- Skąd pomysł, że to moje?
- A nie twoje?
- Moje.
- No widzisz.
I zapadła cisza, nikt nie wiedział co powiedzieć, więc spojrzałam na zegarek pokazywał 23:37 i pomyślałam że powinnam się już kłaść.
- Mike, nie chcę Cię wyganiać ale... - i jak tu odpowiednio dobrać słowa? - ...ale już późno a ja chcę się dziś wcześnie położyć.
- A... tak jasne. To... do jutra.
- Do jutra?
- Chcesz jechać ze mną? - zaczerwienił się, po czym dodał: - z nami, z Sarą i mną.
- Chętnie.
Odprowadziłam Mike'a do drzwi, odprowadziłam go wzrokiem, wzięłam prysznic, umyłam zęby i poszłam spać.
- Ja... bardzo chętnie... - Mike'owi rozbłysły oczy - ale... chcę się w końcu wyspać, od kilku dni mi się nie udaję a... no zrozum. Może w piątek... - błąd, piątek jest bal a on idzie na niego z Ericą! Znów przepłynęła przeze mnie gorąca fala gniewu, ale dokończyłam grzecznie zdanie - ...albo w niedzielę.
- Czemu nie czwartek? Lekcje są wtedy luźne bo wszyscy przygotowują się na bal, w piątek to już w ogóle luz.
- A ty się nie przygotowujesz? - czułam jak mój gniew i poczucie zdrady się rozprzestrzenia, i że zaraz przestane się kontrolować.
Mike nie odpowiedział. W końcu dojechaliśmy pod dom Mike'a i tam wysiadłam, niestety zrobiłam to zdecydowanie zbyt gwałtownie bo moja noga przez brak kuli nie dała rady i zachwiałam się, po chwili jednak stanęłam na równe nogi, rzuciłam krótkie ,,Dzięki" do Mike'a i poszłam do domu. Drzwi do domu otworzyła mi mama, miała dziwny wyraz twarzy, ni to rozgniewany, ni to roześmiany, no po prostu nie do odgadnięcia!
- Nie miałaś jechać z Rose?
- Pojechałam.
- Nie rozumiem.
- Pojechałam z nią, ale ona pojechała do domu i byłam skazana na Mike'a.
- A co on tam robił?
- Pomógł mi w... . - zapomniałam, w bagażniku jego auta zostawiłam rolety. - Zaraz wracam. - powiedziałam i wybiegłam z domu, nie zważając na bolącą stopę. Wtedy to się stało... wpadłam na Mike'a w połowie drogi do jego domu.
- Co ty tu robisz?
- To chyba ja powinnam zadać Ci to pytanie.
- Przypomniałem sobie że zostawiłaś u mnie rolety. - faktycznie, miał w ręku siatkę z moimi roletami, więc wyciągnęłam po nie ręce, a on roześmiał się. - Chyba nie myślisz że pozwolę ci je sam założyć.
- Słucham?
- Jesteś dziewczyną. - i wtedy ponownie ruszył w stronę mojego domu, a ja oczywiście za nim.
- Daj to, poradzę sobie!
- Oj, Myszko, co Ci szkodzi. Aż tak Ci przeszkadza że ktoś chce Ci pomóc?
- Nie ktoś, tylko ty!
- A ja jestem dla ciebie kimś innym niż inni?
Mama przerwała tą dziwną rozmowę i stworzyła kolejną otwierając drzwi i mówiąc:
- O witaj Michael. Lisa, jak wybiegłaś z domu nie sądziłam że przyprowadzisz chłopaka. - no i znowu to samo.
- Mamo... Mike przyszedł pomóc mi tylko w zawieszeniu rolet i... .
- I nie jestem jej chłopakiem.
- Kupiłaś rolety?
- Tak, my... już pójdziemy.
Niedługo po tym byliśmy już w moim pokoju, a Mike wieszał rolety.
- Chłopak? - zapytał roześmiany
- Rób to co masz robić. - powiedziałam równie rozbawiona.
- Wiesz może czemu jak wróciłem do domu po szkole to Sara była na mnie wkurzona? - już chciałam powiedzieć ,,Tak, przecież dziś rano powiedzmy że mnie wystawiłeś" ale powiedziałam tylko:
- Pewnie ktoś ją w szkole wkurzył albo dostała złą ocenę.
- I voilà! Gotowe, teraz będziesz mogła ukrywać się przede mną.
- To... dzięki. - powiedziałam i przetarłam oczy ręką, nie przespane godziny dały o sobie znać, i wiedziałam że jak Mike pójdzie to mama zaraz będzie chciała żebym jej wszystko wytłumaczyła.
- Skarbie wychodzę, nie czekaj na mnie, będę późno! - krzyknęła z dołu mama, po czym usłyszałam chrzęst zamykanych drzwi. No super, teraz to będzie mi Mike'a jeszcze trudniej wygonić, ale czy ja naprawdę tego chciałam? Chciałam żeby już poszedł?
- Będę już szedł. Czy może chcesz żebym z tobą został?
- Myślisz że boję się sama być w domu? - kurczę, trochę głupio to zabrzmiało
- Nie, ale myślę że Sara nadal nie chce żebym był z nią w jednym domu. - to dlatego pojechał ze mną na zakupy, nie dlatego że chciał być miły czy coś, po prostu, nie miał co robić w domu. I znowu uderzyła we mnie ta fala gniewu, tyle że tym razem nie wytrzymałam i długopisy które leżały na biurku poleciały w stronę Mike'a, na szczęście szybko wzięłam do ręki poduszkę i rzuciłam tam, gdzie celowały długopisy; w jego tors. Po chwili cztery wbiły się w poduszkę, a dwa się odbiły i spadły na podłogę. Zszokowana opadłam na łóżko i powiedziałam ciche ,,Przepraszam".
- Co zrobiłem że Myszka znowu chce mnie zabić?
- Nie dramatyzuj, nawet cię nie dotknęły.
- Nie rozumiem dlaczego w ogóle do mnie poleciały, jestem aż tak pociągający?
- Przyciągasz długopisy, wow masz się czym chwalić.
Nic nie odpowiedział tylko się zaśmiał, a ja podeszłam do szafki i wyjęłam z niej dwa 16 kartkowe zeszyty i wsadziłam do plecaka, tak samo zrobiłam też z niebieską koszulką i krótkimi spodenkami na WF i piórnikiem.
- A więc to są te twoje lekcje do odrobienia?
- Tak.
Mike się roześmiał, a ja poszłam do kuchni zrobić nam kanapki, wzięłam do ręki chleb i położyłam go na desce do krojenia, usłyszałam u góry jakiś czy ja wiem, brzdęk? Skupiłam swoje myśli na tym by słyszeć co Mike robi, udało mi się i byłam z siebie zadowolona, ale szybko mi to minęło jak zorientowałam się że gra piosenkę o nim, miałam ją zapisaną na trzech kartkach, na jednej były same słowa, na drugiej nuty, a na trzeciej to i to razem, którą mógł mieć w rękach? Musiałam się upewnić i pobiegłam na górę tak by mnie nie zobaczył, ale i tak żeby sprawdzić co czyta. Uff... na szczęście same nuty, tekst pewnie był pod poduszką, albo w pamiętniku. Jak wychodziłam z pokoju, pod moimi nogami zatrzeszczał panel podłogowy i Mike odłożył gitarę, podszedł do mnie i spytał udawanym surowym tonem:
- Ładnie to tak podsłuchiwać?
- A ładnie to tak grzebać w czyiś rzeczach?
- Wygrałaś.
- Idę dokończyć kanapki, a ty nic więcej nie dotykaj.
- Obiecuję będę grzeczny.
I znowu ten biały uśmiech, kurczę muszę zacząć panować nad emocjami, bo zawsze jak go widzę ja sama szeroko się uśmiecham co może być dziwnie podejrzane. No nic, zeszłam na dół a po chwili wróciłam z czterema kanapkami, dwiema z czekoladą i dwiema dżemem, podałam Mike'owi talerz i zapytałam:
- Czego się napijesz?
- Woda może być.
I trzy minuty później byłam już z powrotem przy Mike'u.
- Nie mówiłeś że umiesz grać.
- A ty nie mówiłaś że umiesz komponować.
- Skąd pomysł, że to moje?
- A nie twoje?
- Moje.
- No widzisz.
I zapadła cisza, nikt nie wiedział co powiedzieć, więc spojrzałam na zegarek pokazywał 23:37 i pomyślałam że powinnam się już kłaść.
- Mike, nie chcę Cię wyganiać ale... - i jak tu odpowiednio dobrać słowa? - ...ale już późno a ja chcę się dziś wcześnie położyć.
- A... tak jasne. To... do jutra.
- Do jutra?
- Chcesz jechać ze mną? - zaczerwienił się, po czym dodał: - z nami, z Sarą i mną.
- Chętnie.
Odprowadziłam Mike'a do drzwi, odprowadziłam go wzrokiem, wzięłam prysznic, umyłam zęby i poszłam spać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz