~~~~~
-Co ty tu robisz!? Wyjdź jest środek nocy no i... - nie wiedziałam co powiedzieć jak zobaczyłam Mike'a w moim pokoju.
-Spokojnie Myszko, wiesz musimy pogadać.
-Ale o czym? Czy możesz mi wyjaśnić jak tu wszedłeś, drzwi są zakluczone a...
-Nie denerwuj się ja po prostu - mówiąc to urwał. Zaczął się do mnie zbliżać. Jego twarz coraz bliżej przy mojej, ja przy jego. Myślałam, że moje serce zaraz wybuchnie; biło tak szybko. Jego intensywnie zielone oczy tuż przy moich. I nagle to się stało; pocałował mnie, a raczej ja jego, nie wiem już sama to działo się tak szybko, czułam się taka szczęśliwa, nie myślałam wtedy o żadnych kłopotach, o naszej rozmowie w sklepie, skupiałam się tylko na naszych ustach. Czułam się jak w raju, aż ni stąd ni zowąd było słychać muzykę. Najpierw cicho, aż coraz głośniej. On zaczął znikać, a ja otworzyłam oczy i zorientowałam się że to budzik w komórce, a to był niestety tylko sen. Zaraz, niestety ? To on mi się podoba? Ale od kiedy, przecież on jest takim głupkiem, nie może mi się podobać. Nie może !
~~~~
Gdy już całkowicie się obudziłam, związałam swoje brązowe włosy w wysoką kitkę. ubrałam miętowy ciepły sweter i siwe dresy. Spojrzałam na zegarek, pokazywał 10:47.
Poczułam miły zapach jajecznicy. Zbiegłam szybko po schodach i przywitałam się z mamą. Zapytała się mnie jak minęła noc itp. Zmieniłam temat.
- Możemy mieć psa?
- Słucham? Czy ja się właśnie przesłyszałam, czy naprawdę Elisabeth Dafne Clark, która od dzieciństwa nie chciała mieć psa pod pretekstem ,,Bo mnie obślini" właśnie zapytała się mnie o zgodę na psa ? - żartowała ze mnie mama
- No tak, mogę ?
- Oczywiście, że możesz -tak, moja mama należała do nietypowych matek.
Zjadłam jajecznicę i wyszłam przed dom zmierzając do domu Mike'a. kurczę czemu myślę o nim jako dom Mike'a, a nie np. jako dom Sary, albo dom Sary i Mike'a. - pomyślałam.
Doszłam pod drzwi, nacisnęłam na dzwonek i czekałam. W progach pojawił się Mike. Ubrany był w żółtą bluzkę i czarne bokserki, patrząc na niego czułam się niezręcznie, choć zaraz chwila. To on tu powinien się dziwnie czuć, nie ja!- pomyślałam, ale i tak mimo tego moje policzki przybrały czerwoną barwę.
- Myszka!
- Myszka!
- Jaaaa, ym - jąkałam się, ale i tak wysłałam mu wściekłe spojrzenie, nie jestem jego Myszką! Gdy odzyskałam głos dodałam. : Jest Sara?
- Tak, jest.
- Ahaa.
Staliśmy tak kilka minut w milczeniu, póki nie zapytałam się :
- No to ją zawołasz?
- Czemu sama tego nie zrobisz?
Zatkało mnie.
Zatkało mnie.
- Jaa... Przecież to twoja siostra i twój dom no i..
- Tak, ale jest też twoją ym.. koleżanką?
Dalszą rozmowę przerwała nam Sara. Wzięła kurtkę, wyszła i zatrzasnęła mu drzwi przed nosem, gdy to zrobiła poczułam jakby satysfakcję, ale i hm.. żal ?
-Jak wy to robicie że macie tak piękny ogródek?- spytałam się. Nie mogłam dłużej żyć w niewiedzy, on był tak piękny, że mogło się aż zdawać, że magiczny.
- My, żartujesz sobie? Podobają ci się zwykłe krzaki, grusza i jabłoń ? Do tego bratki i tulipany? Nic nadzwyczajnego, jak chcesz to Ci pomogę zasadzić je również u Ciebie. -zatkało mnie, myślałam że żartuje. Ja nigdzie nie widziałam nic, z rzeczy które wymieniła. Tu przecież rosły piękne złoto-srebrne kwiaty o kształcie serc, albo drzewa, a na nich zwierzątka podobne do myszy ze skrzydłami. Tu było coś nie tak, jeszcze wczoraj nie wydawał mi się tak nadzwyczajny jak teraz.
- Sara, ale o czym ty mówisz. Jak nazywają się te kwiaty? - mówiąc to wskazałam na turkusowe rośliny w kształcie kulek, a wielkością dorównującą piłce do koszykówki.
- To? To zwykła paproć.
- Od kiedy paprocie, są kształtu kuli, wielkości dyni i turkusowe ? - gdy to powiedziałam, Sara zesztywniała i uciekła do domu.
Zamurowało mnie. Co ja takiego powiedziałam? Podbiegłam do drzwi i zaczęłam pukać, dzwonić aż się nie otworzyły. A stanął w nich nie kto inny jak Mike, ubrany w czarne dresy i żółtą koszulkę, którą już widziałam jakieś 15 minut temu.
-Co ty jej zrobiłaś?! -wydarł się na mnie, tym samym przywołując łzy na moją twarz.
-Nic, jej nie zrobiłam. Ja tylko...
- Chodź. - mówiąc to zdjął kurtkę z wieszaka, złapał mnie za nadgarstek i prowadził w stronę drzew przy strumyku.
- Nigdzie z tobą nie idę!- zatrzymałam się,
- Idziesz. - i podniósł mnie. Jego ramiona były dobrze zbudowane, umięśnione, ale bardzo delikatnie się ze mną obchodził. Niósł mnie, chwilę aż nie krzyknęłam.
-Masz mnie odstawić, a jak nie to...
-To co ?- powiedział z tym swoim szyderczym, ale i słodkim uśmiechem którym wywołał we mnie gniew i frustrację.
-To .. to zobaczysz- i tak bym mu nic nie zrobiła, ale mnie puścił. Trochę tego żałowałam, to było bardzo przyjemne uczucie. Czułam się w jego ramionach taka bezpieczna.
Miejsce do którego nas zaprowadził było piękne; drzewa głównie jabłonie i grusze tworzyły swego rodzaju krąg, w środku była krótko ścięta zielona trawa. Zapach był słodki, ale świeży i kojący. Wszystko było tu takie jak z obrazka i... i aż nie do opisania.
- No więc?
- No więc co ?
- Co takiego powiedziałaś Sarze, że wróciła taka roztrzęsiona. To moja siostra i martwię się o nią, źle na nią działasz. - gdy to powiedział, wydał mi się tak opiekuńczy, tak idealny, póki nie powiedział ostatniego zdania.
- Wy coś ukrywacie. - pomyślałam, ale dopiero po chwili zorientowałam się że powiedziałam to na głos, on słysząc to roześmiał się.
- Niby co?
- No, ten wasz ogródek, jest taki, taki, taki magiczny, te stworzenia... Nie znajdziesz takich normalnie na ziemi, te rośliny. Sara to zatajała. Myślała że nie widzę ich. Wciskała mi jakiś kit z bratkami. A wy? Wy jesteście tacy ... tacy perfekcyjni. Ona ma pierwszorzędną urodę, ty jesteś taki przystojny i te twoje oczy... - nawet nie zauważyłam kiedy zaczęłam tyle gadać. Ja znam ich tylko 2 dni. I od razu mu się zwierzam, i powiedziałam mu że mi się podoba. Jestem kompletną idiotką, a nawet jeśli mnie nie słuchał to moja policzki pewnie już były koloru truskawek. Spanikowałam, nie patrzałam dokładnie na drogę którą mnie ,,prowadził" i wiem że nie trafiłabym z powrotem sama do domu, więc odwróciłam się do niego plecami.
- Ja... Nie wiem co powiedzieć
- Przepraszam. Nie powinnam... Odprowadzisz mnie ? - nie wiedziałam co powiedzieć.
- Jeśli obiecasz. Jeśli obiecasz że... że nikomu nigdy nie powiesz.. i nie, nieważne.
- Rozumiem, nie musisz się mi zwierzać. Znasz mnie od wczoraj więc ... Odprowadzisz mnie czy nie?
- Co ? A tak, jasne. - wziął mnie za rękę i prowadził przez sad. W połowie drogi się zatrzymałam, i już chciałam mu się jakoś wytłumaczyć, ale moją chwilową pewność siebie przepędził grzmot i błyskawica na pół nieba. Spanikowałam, zmroziło mnie. Mimowolnie usiadłam na trawie i zamknęłam oczy. To pomagało mi się uspokoić.
- Ym.. Co ty robisz? Chyba nie boisz się zwykłej burzy. Nawet nie pada i.. - zapytał się mnie trochę
- Owszem, boję się burzy może kiedyś Ci wytłumaczę, nie chcę o tym rozmawiać. - i jakby na wypowiedziane przed chwilą słowa Mike'a zaczęło padać. Na początku lekko kropiło. Później stało się prawdziwą ulewą.
- Myszka, jak zaraz nie wstaniesz to..
- To co ?
- To dam Ci kurtkę i wezmę Cię na ręce. - jego słowa wywołały uśmiech na mojej twarzy
- Chętnie - on też się uśmiechnął, niestety ta piękna chwila nie trwała długo. Do moich uszu dotarł głośny dźwięk nie do wytrzymania, podobny do tego co słyszałam wieczorem. Zatkałam uszy, ale to nic nie dało, miałam wrażenie że ten dźwięk jest w mojej głowie, nie wiem jaką musiałam mieć minę, ale Mike tylko lekko się skrzywił. Ten hałas nie zrobił na nim większego wrażenia.
- Co to jest ?
- Ale co?
- Ten hałas, dźwięk - I w tym momencie jego twarz przybrała taką samą minę jak powiedziałam Sarze, że widzę tę roślinę
- Musimy iść. I to szybko.
- Nie zachowujcie się tak!
- Jak?
- Jakbym robiła coś czego nie powinnam robić.
- Myszka, zrozum to trudne.
Dalej szliśmy w ciszy, jak doszliśmy do domu i upewniłam się że mamy nie ma to odezwałam się:
-Ok, jesteśmy w domu. Tak jak chciałeś. TERAZ to musisz mi wszystko wytłumaczyć.
- Może najpierw zapytasz się mnie czy chcę coś do picia, albo..
- Chcesz coś pić?
- Nie, dziękuję- odpowiedział z uśmiechem
- Chodź na górę, tylko zdejmij ciuchy.
- Co mam zdjąć ?
- Buty, powiedziałam buty - za późno i tak się zaczerwieniłam
- No to ciuchy czy buty?
- B-U-T-Y buty - wydarłam się na cały dom
- Ok, spokojnie, spokojnie. Prowadź
Odwróciłam się do niego plecami i wbiegłam po schodach do swojego pokoju. Cała przemoczona wyciągnęłam z szafy błękitny, ciepły sweter i siwe dresy, do nich z szuflady bieliznę i powiedziałam.
-Zaczekaj, muszę się przebrać. - i poszłam do łazienki. Przebrałam się, mokre ciuchy wywiesiłam na kaloryferze i wróciłam do pokoju. Mike suchy siedział na moim łóżku, zaraz suchy ?
-Y... jak ty to ?
-Co?
-Hah, to pewnie znowu tylko sen ty znowu zaraz będziesz chciał pogadać a później znowu mnie pocałujesz. I obudzi się budzik, a ja będę na siebie wkurzona. Zaraz, zaraz ja powiedziałam to głośno?- jaka ze mnie debilka, jak ja mogłam być taka głupia. To jednak nie jest sen, a zaraz będę musiała mu to wszystko wytłumaczyć!
- Czekaj, czekaj śnisz o mnie?- śmiał się, co mnie jeszcze bardziej wkurzało
- Nie! A z resztą to nie istotne. Wytłumacz mi wszystko.
- Od czego mam zacząć ?
- Hm... dźwięki, wytłumacz mi o co z nimi chodzi, i czemu Ciebie one tak nie denerwują?
- To... to taki nasz sposób porozumiewania się, jak dla ludzi komórki, sprzęty zakłócają naszą, naszą moc.
- Waszą czyli...? Dla ludzi? To czym wy niby jesteście?
- Vektorami
- Słucham?
- Vektorami to.. to trudne, ja...
- Tak wiem już to mówiłeś
-To tacy jakby czarodzieje, albo ludzie zaprzeczający prawa fizyki. Istniejemy od wieków, nasze życie trwa tak jak wasze, no może trochę dłużej. 80-100 lat.
- Wrabiasz mnie
- Słucham?
- Nieważne, mów dalej
- Tak, a więc : posługujemy się swego rodzaju magią. Możemy przesyłać sobie do głów różne dźwięki, władać różnymi rzeczami, lub sterować temperaturą danej rzeczy. Tworzymy też iluzje,
- Jak to się dzieje że masz tak czarujący kolor oczu ?- powiedziałam. Słysząc to, tym razem to on się zarumienił
- Dziękuję, a to wszystko za sprawą rzeczy jakie jemy i jaką mają barwę. Jeśli są one ciepłe np. brązowe, żółte czy pomarańczowe to mam zielony kolor oczu. Jeśli są to barwy zimne np. niebieski, fiolet to moje oczy są szare. Tak samo ma też Sara,
-A jeśli nic nie jesz? - Tu Mike wybuchnął śmiechem
-Nie wiem, nie próbowałem.
-Ok, mniej więcej rozumiem, ale jak to jest że ja jestem z tym połączona. Widzę, słyszę, czuję ...
-Tego nie wiem, ale musimy to jakoś rozwiązać, ja muszę się już zbierać.
-No, dzięki za ... wizytę ?
-Gdzie idziesz ?-nie do końca rozumiałam o co mu chodzi.
-Co?
-Gdzie idziesz, do jakiej szkoły w sensie
-A.. Do Safris
-O, jak miło. Też tam chodzimy. No to do zobaczenia - powiedział i udał się w stronę drzwi, a ja za nim.
-Czekaj...
-Tak ?
- Ym, ja... jak wrócisz do domu to zaproś do mnie Sarę, ja chciałabym.. no wiesz.
-Nie ma sprawy - powiedział przekraczając próg drzwi.
Sara przybiegła do mojego domu 10 minut później
- Jasne, powiedz mi lepiej na kogo mam uważać, kto jest szkolną gwiazdą, kujony itp.
- Takie rzeczy to raczej w szkole, bo i tak pewnie zapomnisz, lepiej jak Ci pokaże ich osobiście.
- Masz chłopaka ? -to pytanie rozśmieszyło ją,
- Mam
- A Mike?
- Nie, chłopaka nie ma.
- A dziewczynę ? - Nie wiem czemu to powiedziałam, tak pomyślałam o tym, ale to nie to samo. Od razu pożałowałam swoich słów. I po co ja to powiedziałam? - Ja... Nie, nie musisz mi mówić, zresztą nie ważne. Zmieńmy temat.
- Nie ma dziewczyny. Jest wolny.
Zamurowało mnie. Co ja takiego powiedziałam? Podbiegłam do drzwi i zaczęłam pukać, dzwonić aż się nie otworzyły. A stanął w nich nie kto inny jak Mike, ubrany w czarne dresy i żółtą koszulkę, którą już widziałam jakieś 15 minut temu.
-Co ty jej zrobiłaś?! -wydarł się na mnie, tym samym przywołując łzy na moją twarz.
-Nic, jej nie zrobiłam. Ja tylko...
- Chodź. - mówiąc to zdjął kurtkę z wieszaka, złapał mnie za nadgarstek i prowadził w stronę drzew przy strumyku.
- Nigdzie z tobą nie idę!- zatrzymałam się,
- Idziesz. - i podniósł mnie. Jego ramiona były dobrze zbudowane, umięśnione, ale bardzo delikatnie się ze mną obchodził. Niósł mnie, chwilę aż nie krzyknęłam.
-Masz mnie odstawić, a jak nie to...
-To co ?- powiedział z tym swoim szyderczym, ale i słodkim uśmiechem którym wywołał we mnie gniew i frustrację.
-To .. to zobaczysz- i tak bym mu nic nie zrobiła, ale mnie puścił. Trochę tego żałowałam, to było bardzo przyjemne uczucie. Czułam się w jego ramionach taka bezpieczna.
Miejsce do którego nas zaprowadził było piękne; drzewa głównie jabłonie i grusze tworzyły swego rodzaju krąg, w środku była krótko ścięta zielona trawa. Zapach był słodki, ale świeży i kojący. Wszystko było tu takie jak z obrazka i... i aż nie do opisania.
- No więc?
- No więc co ?
- Co takiego powiedziałaś Sarze, że wróciła taka roztrzęsiona. To moja siostra i martwię się o nią, źle na nią działasz. - gdy to powiedział, wydał mi się tak opiekuńczy, tak idealny, póki nie powiedział ostatniego zdania.
- Wy coś ukrywacie. - pomyślałam, ale dopiero po chwili zorientowałam się że powiedziałam to na głos, on słysząc to roześmiał się.
- Niby co?
- No, ten wasz ogródek, jest taki, taki, taki magiczny, te stworzenia... Nie znajdziesz takich normalnie na ziemi, te rośliny. Sara to zatajała. Myślała że nie widzę ich. Wciskała mi jakiś kit z bratkami. A wy? Wy jesteście tacy ... tacy perfekcyjni. Ona ma pierwszorzędną urodę, ty jesteś taki przystojny i te twoje oczy... - nawet nie zauważyłam kiedy zaczęłam tyle gadać. Ja znam ich tylko 2 dni. I od razu mu się zwierzam, i powiedziałam mu że mi się podoba. Jestem kompletną idiotką, a nawet jeśli mnie nie słuchał to moja policzki pewnie już były koloru truskawek. Spanikowałam, nie patrzałam dokładnie na drogę którą mnie ,,prowadził" i wiem że nie trafiłabym z powrotem sama do domu, więc odwróciłam się do niego plecami.
- Ja... Nie wiem co powiedzieć
- Przepraszam. Nie powinnam... Odprowadzisz mnie ? - nie wiedziałam co powiedzieć.
- Jeśli obiecasz. Jeśli obiecasz że... że nikomu nigdy nie powiesz.. i nie, nieważne.
- Rozumiem, nie musisz się mi zwierzać. Znasz mnie od wczoraj więc ... Odprowadzisz mnie czy nie?
- Co ? A tak, jasne. - wziął mnie za rękę i prowadził przez sad. W połowie drogi się zatrzymałam, i już chciałam mu się jakoś wytłumaczyć, ale moją chwilową pewność siebie przepędził grzmot i błyskawica na pół nieba. Spanikowałam, zmroziło mnie. Mimowolnie usiadłam na trawie i zamknęłam oczy. To pomagało mi się uspokoić.
- Ym.. Co ty robisz? Chyba nie boisz się zwykłej burzy. Nawet nie pada i.. - zapytał się mnie trochę
- Owszem, boję się burzy może kiedyś Ci wytłumaczę, nie chcę o tym rozmawiać. - i jakby na wypowiedziane przed chwilą słowa Mike'a zaczęło padać. Na początku lekko kropiło. Później stało się prawdziwą ulewą.
- Myszka, jak zaraz nie wstaniesz to..
- To co ?
- To dam Ci kurtkę i wezmę Cię na ręce. - jego słowa wywołały uśmiech na mojej twarzy
- Chętnie - on też się uśmiechnął, niestety ta piękna chwila nie trwała długo. Do moich uszu dotarł głośny dźwięk nie do wytrzymania, podobny do tego co słyszałam wieczorem. Zatkałam uszy, ale to nic nie dało, miałam wrażenie że ten dźwięk jest w mojej głowie, nie wiem jaką musiałam mieć minę, ale Mike tylko lekko się skrzywił. Ten hałas nie zrobił na nim większego wrażenia.
- Co to jest ?
- Ale co?
- Ten hałas, dźwięk - I w tym momencie jego twarz przybrała taką samą minę jak powiedziałam Sarze, że widzę tę roślinę
- Musimy iść. I to szybko.
- Nie zachowujcie się tak!
- Jak?
- Jakbym robiła coś czego nie powinnam robić.
- Myszka, zrozum to trudne.
Dalej szliśmy w ciszy, jak doszliśmy do domu i upewniłam się że mamy nie ma to odezwałam się:
-Ok, jesteśmy w domu. Tak jak chciałeś. TERAZ to musisz mi wszystko wytłumaczyć.
- Może najpierw zapytasz się mnie czy chcę coś do picia, albo..
- Chcesz coś pić?
- Nie, dziękuję- odpowiedział z uśmiechem
- Chodź na górę, tylko zdejmij ciuchy.
- Co mam zdjąć ?
- Buty, powiedziałam buty - za późno i tak się zaczerwieniłam
- No to ciuchy czy buty?
- B-U-T-Y buty - wydarłam się na cały dom
- Ok, spokojnie, spokojnie. Prowadź
Odwróciłam się do niego plecami i wbiegłam po schodach do swojego pokoju. Cała przemoczona wyciągnęłam z szafy błękitny, ciepły sweter i siwe dresy, do nich z szuflady bieliznę i powiedziałam.
-Zaczekaj, muszę się przebrać. - i poszłam do łazienki. Przebrałam się, mokre ciuchy wywiesiłam na kaloryferze i wróciłam do pokoju. Mike suchy siedział na moim łóżku, zaraz suchy ?
-Y... jak ty to ?
-Co?
-Hah, to pewnie znowu tylko sen ty znowu zaraz będziesz chciał pogadać a później znowu mnie pocałujesz. I obudzi się budzik, a ja będę na siebie wkurzona. Zaraz, zaraz ja powiedziałam to głośno?- jaka ze mnie debilka, jak ja mogłam być taka głupia. To jednak nie jest sen, a zaraz będę musiała mu to wszystko wytłumaczyć!
- Czekaj, czekaj śnisz o mnie?- śmiał się, co mnie jeszcze bardziej wkurzało
- Nie! A z resztą to nie istotne. Wytłumacz mi wszystko.
- Od czego mam zacząć ?
- Hm... dźwięki, wytłumacz mi o co z nimi chodzi, i czemu Ciebie one tak nie denerwują?
- To... to taki nasz sposób porozumiewania się, jak dla ludzi komórki, sprzęty zakłócają naszą, naszą moc.
- Waszą czyli...? Dla ludzi? To czym wy niby jesteście?
- Vektorami
- Słucham?
- Vektorami to.. to trudne, ja...
- Tak wiem już to mówiłeś
-To tacy jakby czarodzieje, albo ludzie zaprzeczający prawa fizyki. Istniejemy od wieków, nasze życie trwa tak jak wasze, no może trochę dłużej. 80-100 lat.
- Wrabiasz mnie
- Słucham?
- Nieważne, mów dalej
- Tak, a więc : posługujemy się swego rodzaju magią. Możemy przesyłać sobie do głów różne dźwięki, władać różnymi rzeczami, lub sterować temperaturą danej rzeczy. Tworzymy też iluzje,
- Jak to się dzieje że masz tak czarujący kolor oczu ?- powiedziałam. Słysząc to, tym razem to on się zarumienił
- Dziękuję, a to wszystko za sprawą rzeczy jakie jemy i jaką mają barwę. Jeśli są one ciepłe np. brązowe, żółte czy pomarańczowe to mam zielony kolor oczu. Jeśli są to barwy zimne np. niebieski, fiolet to moje oczy są szare. Tak samo ma też Sara,
-A jeśli nic nie jesz? - Tu Mike wybuchnął śmiechem
-Nie wiem, nie próbowałem.
-Ok, mniej więcej rozumiem, ale jak to jest że ja jestem z tym połączona. Widzę, słyszę, czuję ...
-Tego nie wiem, ale musimy to jakoś rozwiązać, ja muszę się już zbierać.
-No, dzięki za ... wizytę ?
-Gdzie idziesz ?-nie do końca rozumiałam o co mu chodzi.
-Co?
-Gdzie idziesz, do jakiej szkoły w sensie
-A.. Do Safris
-O, jak miło. Też tam chodzimy. No to do zobaczenia - powiedział i udał się w stronę drzwi, a ja za nim.
-Czekaj...
-Tak ?
- Ym, ja... jak wrócisz do domu to zaproś do mnie Sarę, ja chciałabym.. no wiesz.
-Nie ma sprawy - powiedział przekraczając próg drzwi.
Sara przybiegła do mojego domu 10 minut później
- Rozmawiałaś z Mike'em ?-spytałam
- Tak, i przepraszam za to jak się zachowałam, ja... ja po prostu nie wiedziałam co mam zrobić, spanikowałam. Ale teraz, teraz cieszę się że wiesz.
- Ok, może zostawmy sprawę magii i przejdźmy do normalnych rzeczy
- Chcesz gadać o szkole?- Jasne, powiedz mi lepiej na kogo mam uważać, kto jest szkolną gwiazdą, kujony itp.
- Takie rzeczy to raczej w szkole, bo i tak pewnie zapomnisz, lepiej jak Ci pokaże ich osobiście.
- Masz chłopaka ? -to pytanie rozśmieszyło ją,
- Mam
- A Mike?
- Nie, chłopaka nie ma.
- A dziewczynę ? - Nie wiem czemu to powiedziałam, tak pomyślałam o tym, ale to nie to samo. Od razu pożałowałam swoich słów. I po co ja to powiedziałam? - Ja... Nie, nie musisz mi mówić, zresztą nie ważne. Zmieńmy temat.
- Nie ma dziewczyny. Jest wolny.
dziękuję za życzenia ;) w sumie to jutro mam urodziny ale dzieki ;d
OdpowiedzUsuńŚwietne ! C: Masz talent ! Wspaniałe opowiadanie, jestem zachwycona czekam na następne !
OdpowiedzUsuńmartynaart1.blogspot.com
Cieszę się że się podoba.
UsuńDzięki za komentarz - to bardzo motywuje :D.
_________
Chętnie Cię odwiedzę
Super opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńMoże wspolna obserwacja.Daj znać w komentarzu :)
Zapraszam: http://adtadtadta.blogspot.com/
Miło mi to czytać. :)
Usuń___________
I ok, ja już obeserwuję :)