Miałam wezwanie do pracy, mogę zawieźć Cię dopiero na 3 lekcję. Zapytaj się Sary czy możesz z nią pojechać. Daj mi znać SMSem.
Kocham Cię
Mama
No to super, spakowałam do plecaka jabłko i wyszłam z mojego domu do Mike'a i Sary, zapukałam a już po chwili Mike otworzył mi drzwi i wyszedł z plecakiem z domu.
- Jedziesz czy nie?
Stał przy samochodzie ubrany w czerwony t-shirt, narzuconą na niego czarną, skórzaną, kurtkę i wytarte dżinsy.
Stał przy samochodzie ubrany w czerwony t-shirt, narzuconą na niego czarną, skórzaną, kurtkę i wytarte dżinsy.
- Tak... Y... Sara nie jedzie?
- Pojechała już z piętnaście minut temu. Wchodzisz czy nie?
Zaskoczył mnie tym przewidzeniem moich myśli, ale w końcu powinnam przyzwyczaić się już do dziwnych rzeczy.
Zaskoczył mnie tym przewidzeniem moich myśli, ale w końcu powinnam przyzwyczaić się już do dziwnych rzeczy.
- Nie jechaliście razem?
- Pojechała z chłopakiem.
- Skąd wiedziałeś?
- Że się ze mną zabierzesz? Twoja mama wcześnie wyjechała, a twoja noga jest tymczasowo bezużyteczna więc... .
- A... Aha.
- Było coś z angielskiego?
- Przecież czytałaś mój zeszyt.
- Tak, ale... mogłeś czegoś nie zapisać, a masz to w głowie czy coś. - powiedziałam - Nieważne, zmieńmy temat.
- Twoja moc, rozrasta się, prawda?
- No... można tak powiedzieć. Dziś rano... wypadła mi kula, i... po chwili do mnie przyleciała.
- A właśnie, jak noga?
- W porządku.
- Musisz się jakoś nauczyć kontrolować moc. Nie możesz nas wydać, to zbyt niebezpieczne.
Po chwili samochód zatrzymał się pod szkołą, a Mike pomógł mi wysiąść z samochodu. Szliśmy tak razem pod klasę, zupełnie jak tydzień temu, dziś też wszystkie oczy były zwrócone ku nam.
Usiadłam w ostatniej pustej ławce, mieściła się na końcu klasy, przy oknie. Moją uwagę przyciągnęła pewna dziewczyna, siedziała po mojej prawej, jej rude i długie do pasa włosy były zaplecione w warkocz, miała błękitne oczy, ubrana była w szary sweter i leginsy, gdy zobaczyła że się na nią patrzę, uśmiechnęła się do mnie, moje policzki natychmiast przybrały czerwoną barwę, i odwróciłam wzrok, przede mną siedział Mike, wyczuł moje spojrzenie i odwzajemnił je, po chwili rzucił do mnie karteczkę, widniały na niej cztery słowa.
Po szkole, w sadzie.
Kiwnęłam mu twierdząco głową, ale nie zobaczył tego bo odwrócił się gdy usłyszał swoje imię.
- Panie Moor, zechciałby się podzielić tą wiadomością z resztą klasy?
- Słucham? - mówił, i przybrał minę niewiniątka.
Wtedy pan Hunter podszedł do mnie i wyrwał mi karteczkę z ręki, zanim zdążyłam ją schować gdziekolwiek.
- Po szkole w sadzie, tam właśnie nie będą dzisiaj ani panna Clark, ani pan Moor. Dziś czeka ich koza. - powiedział głośno, z satysfakcją pan Hunter, naciskając na słowo ,,nie". Ten gość zaczynał mnie denerwować, mimo tego zaczerwieniłam się. A cała klasa wybuchła śmiechem.
Lekcja się skończyła, spakowałam książki i podeszłam do Mike'a.
- O co chodzi? - wyszeptałam. Nie odezwał się do mnie, nawet nie zwrócił na mnie uwagi, wyszedł z sali gdyby nigdy nic. Niewiele potem siedziałam na ławce przed salą czekając na lekcję matematyki, nagle podbiegła do mnie dziewczyna która siedziała obok mnie na angielskim.
- Cześć, jestem Rosalie, Rose.
- Lisa.
- Zazdroszczę Ci. - yyy co? Nie byłam pewna czy dobrze usłyszałam
- Czego? - zapytałam szczerze
- Michaela. - jeszcze większy szok
- Ale my nie...
- Oh, to wy nie jesteście parą? - powiedziała wyraźnie zaskoczona.
- Co? My... nie. Dlaczego tak myślisz? - zapytałam się jej i czułam jak się rumienię.
- No... karteczki, przyjazd do szkoły, wspólne przerwy i...
- Nie, nie, nie to nie tak. - przerwałam jej natychmiast. - My... jesteśmy sąsiadami, ja nie mogę jeździć, no i tak wyszło.
- A spotkanie? - No tak, i jak jej tu to wytłumaczyć? Na szczęście nie musiałam tego robić bo nauczycielka otworzyła drzwi klasy i wpuściła nas. Podeszłam do ostatniej ławki i usiadłam, po chwili Rose podeszła do mnie i zapytała wesołym głosem:
- Siedzimy razem? - Nie bardzo wiedziałam jak jej odmówić, a ona była tak rozpromieniona, że pokiwałam twierdząco głową. Usiadła szybko obok mnie, i obie skupiłyśmy się na lekcji matematyki, o dziwo nie była nudna, myślę że to z tego powodu że prowadzi je młoda pełna entuzjazmu kobieta, z miłym głosem i szerokim uśmiechem. Myślałam że jak będziemy razem siedzieć to Rose będzie się mnie pytać o Mike'a. Myliłam się.
Zaraz po matematyce była długa przerwa na lunch, wyszłam przed szkołę i usiadłam na trawie, Rose dołączyła na mnie, bardzo pogodna z niej osóbka, już ją lubię.
- A więc jak się poznaliście? - zaatakowała mnie od razu.
- Nie odpuścisz, prawda?
- Dokładnie. - powiedziała i wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu.
- No... on po prostu jest moim sąsiadem. Znamy się po sąsiedzku, to tyle.
- To było łatwe pytanie, a... A idziesz z nim na bal?
- Nic mi o tym nie wiadomo.
- A chciałabyś? - Nie zastanawiałam się nad tym, ale właśnie chciałabym?
- Ja... Ja.... Ym... Sama nie wiem.
- Czerwienisz się! On Ci się podoba! Od razu wiedziałam! - piszczała z radości.
Zaraz potem zadzwonił dzwonek i poszłyśmy na dalsze lekcje, nie było ich dużo, ale myśl o kozie trochę mnie przeraziła.
Nauczyciel otworzył drzwi do klasy, i kazał nam usiąść, zrobiłam do i zaczęłam kreślić ręką niewidzialne kręgi na ławce, no super jeszcze tylko czterdzieści pięć minut i koniec męczarni, spojrzałam na resztę skazańców, i po chwili zorientowałam się że jesteśmy tu tylko ja, Mike i jakiś chłopak. Minęło jakieś dziesięć, no może piętnaście minut, znowu zaczęłam patrzeć na chłopaków, jak przyjrzałam się im przez dłuższą chwilę to zobaczyłam że ten chłopak jest totalnym przeciwieństwem Mike'a; miał blond włosy, brązowe oczy i delikatne rysy twarze, cały czas pisał coś na ławce, ale chyba wyczuł mój wzrok na nim bo spojrzał się w moją stronę i uśmiechnął, ja zrobiłam to samo, tyle że mój uśmiech był o wiele bardziej nie śmiały. Odwróciłam wzrok i natknęłam się na oczy Mike'a utkwione we mnie, zaczerwieniłam się i wysłałam mu pytające spojrzenie, on jak gdyby nigdy nic po prostu się odwrócił. Odwrócił się!
W ciszy wróciłam z Mike'iem do domu, odłożyłam plecak i poszliśmy do sadu.
- Nieładnie Myszka. Przez Ciebie musieliśmy siedzieć godzinę dłużej. - powiedział i usiadł na trawie na przeciw mnie. - To stwierdzenie szczerze mnie zaskoczyło, spodziewałam się raczej... innych tematów rozmowy.
- Słucham? Że to niby moja wina?
- A moja?
- Yyy... tak. To nie ja rzuciłam karteczkę na lekcji.
- Musieliśmy tu przyjść.
- Bo... ? - Nie dokończyłam zdania bo coś walnęło mnie lekko w głowę, odwróciłam się i zobaczyłam jak kilka jabłek z pobliskiego drzewa lata mi nad głową, I już po chwili z pomocą Mike'a udało mi się je spokojnie odłożyć na ziemię.
- Właśnie dlatego. - Weź jedno jabłko do ręki i skoncentruj się by wyglądało jak truskawka. - zrobiłam to co kazał, zamknęłam oczy przypomniałam sobie wszystkie truskawki jakie jadłam w życiu, a później skupiłam się na tym żeby jabłko było mniejsze, otworzyłam powoli oczy i zobaczyły one piękną, wielką czerwoną i soczystą truskawkę.
- Jak ja to zrobiłam?
- Twój nauczyciel czyni cuda! To dzięki mnie! A tak na serio to sam jestem zaskoczony, musisz posiadać bardzo dużą moc skoro tak szybko i bez treningu udało Ci się opanować taki manewr. Bo nie ćwiczyłaś, prawda?
- Nie, nie ćwiczyłam.
- No to... To tyle na dzisiaj.
Położyłam się ciepłej od słońca trawie, zamknęłam oczy i moją głowę cały czas nawiedzało pytanie ,,O czym Mike teraz myśli".
- Wiesz, przypominasz mi liczi.
- Dobrze usłyszałam? Liczi? Nie jestem już Myszką? - nie mogłam powstrzymać śmiechu
- Zawsze będziesz Myszką, ale przypominasz mi liczi bo na zewnątrz jesteś nieprzyjemna, próbujesz się chronić i odtrącać wszystkich, ale w środku... W środku jesteś słodką i uroczą osobą.
Nie wiedziałam co powiedzieć, facet który mi się podoba powiedział, że jestem jak liczi, na to chyba nie ma odpowiedzi, ale moje policzki nie chciały mnie słuchać; stwierdziły że i tak przybiorą czerwoną barwę, no bo co?
- No, nieważne. Powinniśmy wracać.
- Masz rację. - powiedziałam, a on szybko się podniósł i wyciągnął do mnie rękę, przytrzymałam się jej i również wstałam, zanim jednak to się stało przebiegł mnie ciepły dreszcz, równie przyjemny jak za poprzednim naszym dotykiem. Nie wiedziałam czy mam zabrać rękę, czy też nie, więc jej nie zabrałam, on też nie był pewny co z nią zrobić więc również jej nie puścił.
- Myszka, ja zawsze mam rację.
Poszliśmy w stronę domu, na dworze wiał chłodny, ale przyjemny wiatr, słońce było już nisko, a właściwie nie było go widać, spojrzałam na Mike'a, jego ostre rysy twarzy, czarne rozmierzwione włosy, hipnotyzujące oczy... no po prostu bóg, nie człowiek! Zatrzymaliśmy się na chodniku przed moim domem, już miałam coś powiedzieć, ale wtedy u progu drzwi domu Mike'a wyszła Sara i krzyknęła:
- A więc to prawda. - podeszła do nas, i tym razem już cisz powiedziała - Jesteście razem! Mike mówi o tobie czasem w domu, ale nie wiele, cała szkoła o was gada. A właśnie, Mike lubi Cię podsłuchiwać więc nie ma różnicy czy powiem to tu czy na osobności. Każdy zastanawia się idziecie razem na bal, i wiedzą też o waszych po-lekcyjnych spotkaniach, ludzie mówią że... - patrzeliśmy na nią trochę oniemieli, no przynajmniej ja taka byłam, on był raczej wkurzony i rozbawiony.
- Eh... to ja już pójdę.
- Po co? I tak wszyscy wiemy że jak wrócisz będziesz podsłuchiwać. Nie lepiej po prostu żebyś do nas przyszła? Omówimy to i...
- Nie ma co omawiać, Sara daj żyć! Zajmij się lepiej tym swoim Jason'em?
- Justin'em, a jakbyś chciał wiedzieć to dzisiaj zerwaliśmy. - Sarze zaczęły lecieć po policzkach łzy, a ja odruchowo przyciągnęłam ją do siebie i przytuliłam lekko.
- A więc zapraszam do mnie, mamy pewnie nie będzie, a ja wiem jak to jest. Mam popcorn, chipsy, cola też powinna się znaleźć. Obejrzymy jakiś fajny film, proszę nie daj się namawiać.
- Niech będzie. Przyjdę za dwie godziny. - odsunęła się ode mnie, otarła łzy popędziła do domu. Mike stał trochę oniemiały, aż tu nagle, tak znikąd ni zowąd przytulił mnie. Serce zaczęło mi szybciej bić, przyjemny dreszcz pokrył całe moje ciało, a ja stałam jak z kamienia, ocknęłam się dopiero po chwili.
- A to za co było? - uśmiechnęłam się do niego nieśmiało.
- Ja... Sara... Ona nigdy nie miała bliższej przyjaciółki my... staramy się raczej nie wyróżniać. A ty... Ty jesteś tym czego Sara potrzebowała, dzięki.
- Ja...
- Powiedz mi co mam jej powiedzieć jak wrócę do domu?
- Że ten gościu jest skończonym dupkiem skoro nie docenia takiego kogoś jak ona, i że będą w życiu lepsi, którzy ją docenią, pokochają całym sercem, żeby nie przejmowała się jednym głupkiem, że nie jest wart jej łez. Coś wymyślisz, na dziewczyny działają takie rzeczy... .
- ... poradziła pani Elisabeth, psycholog dla młodzieży
- Idź już!
- Mogę później wpaść?
- To ma być raczej babski wieczór.
- Nie powiedziałaś nie. - i znowu ten jego uroczy uśmiech - Chyba naprawdę powinnaś już iść, twoja mama jest w domu i właśnie opowiada swojej koleżance jak gadasz przez półgodziny z jakimś chłopakiem przed domem.
- Minęło już półgodziny? O kurczę! No, to... Cześć.
- Cześć Myszka.
Po długich wyjaśnieniach mamie, że Mike nie jest moim chłopakiem, i po opowiadaniu jej czemu tak późno wróciłam, mama w końcu poszła do koleżanki, niewiele później przyszła Sara, wieczór minął raczej nudno, ale nie ma co się dziwić gdy leczy się czyjeś złamane serce. Mike się nie zjawił co skryci mnie bolało. Położyłyśmy się spać po drugiej w nocy.
- No... karteczki, przyjazd do szkoły, wspólne przerwy i...
- Nie, nie, nie to nie tak. - przerwałam jej natychmiast. - My... jesteśmy sąsiadami, ja nie mogę jeździć, no i tak wyszło.
- A spotkanie? - No tak, i jak jej tu to wytłumaczyć? Na szczęście nie musiałam tego robić bo nauczycielka otworzyła drzwi klasy i wpuściła nas. Podeszłam do ostatniej ławki i usiadłam, po chwili Rose podeszła do mnie i zapytała wesołym głosem:
- Siedzimy razem? - Nie bardzo wiedziałam jak jej odmówić, a ona była tak rozpromieniona, że pokiwałam twierdząco głową. Usiadła szybko obok mnie, i obie skupiłyśmy się na lekcji matematyki, o dziwo nie była nudna, myślę że to z tego powodu że prowadzi je młoda pełna entuzjazmu kobieta, z miłym głosem i szerokim uśmiechem. Myślałam że jak będziemy razem siedzieć to Rose będzie się mnie pytać o Mike'a. Myliłam się.
Zaraz po matematyce była długa przerwa na lunch, wyszłam przed szkołę i usiadłam na trawie, Rose dołączyła na mnie, bardzo pogodna z niej osóbka, już ją lubię.
- A więc jak się poznaliście? - zaatakowała mnie od razu.
- Nie odpuścisz, prawda?
- Dokładnie. - powiedziała i wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu.
- No... on po prostu jest moim sąsiadem. Znamy się po sąsiedzku, to tyle.
- To było łatwe pytanie, a... A idziesz z nim na bal?
- Nic mi o tym nie wiadomo.
- A chciałabyś? - Nie zastanawiałam się nad tym, ale właśnie chciałabym?
- Ja... Ja.... Ym... Sama nie wiem.
- Czerwienisz się! On Ci się podoba! Od razu wiedziałam! - piszczała z radości.
Zaraz potem zadzwonił dzwonek i poszłyśmy na dalsze lekcje, nie było ich dużo, ale myśl o kozie trochę mnie przeraziła.
Nauczyciel otworzył drzwi do klasy, i kazał nam usiąść, zrobiłam do i zaczęłam kreślić ręką niewidzialne kręgi na ławce, no super jeszcze tylko czterdzieści pięć minut i koniec męczarni, spojrzałam na resztę skazańców, i po chwili zorientowałam się że jesteśmy tu tylko ja, Mike i jakiś chłopak. Minęło jakieś dziesięć, no może piętnaście minut, znowu zaczęłam patrzeć na chłopaków, jak przyjrzałam się im przez dłuższą chwilę to zobaczyłam że ten chłopak jest totalnym przeciwieństwem Mike'a; miał blond włosy, brązowe oczy i delikatne rysy twarze, cały czas pisał coś na ławce, ale chyba wyczuł mój wzrok na nim bo spojrzał się w moją stronę i uśmiechnął, ja zrobiłam to samo, tyle że mój uśmiech był o wiele bardziej nie śmiały. Odwróciłam wzrok i natknęłam się na oczy Mike'a utkwione we mnie, zaczerwieniłam się i wysłałam mu pytające spojrzenie, on jak gdyby nigdy nic po prostu się odwrócił. Odwrócił się!
W ciszy wróciłam z Mike'iem do domu, odłożyłam plecak i poszliśmy do sadu.
- Nieładnie Myszka. Przez Ciebie musieliśmy siedzieć godzinę dłużej. - powiedział i usiadł na trawie na przeciw mnie. - To stwierdzenie szczerze mnie zaskoczyło, spodziewałam się raczej... innych tematów rozmowy.
- Słucham? Że to niby moja wina?
- A moja?
- Yyy... tak. To nie ja rzuciłam karteczkę na lekcji.
- Musieliśmy tu przyjść.
- Bo... ? - Nie dokończyłam zdania bo coś walnęło mnie lekko w głowę, odwróciłam się i zobaczyłam jak kilka jabłek z pobliskiego drzewa lata mi nad głową, I już po chwili z pomocą Mike'a udało mi się je spokojnie odłożyć na ziemię.
- Właśnie dlatego. - Weź jedno jabłko do ręki i skoncentruj się by wyglądało jak truskawka. - zrobiłam to co kazał, zamknęłam oczy przypomniałam sobie wszystkie truskawki jakie jadłam w życiu, a później skupiłam się na tym żeby jabłko było mniejsze, otworzyłam powoli oczy i zobaczyły one piękną, wielką czerwoną i soczystą truskawkę.
- Jak ja to zrobiłam?
- Twój nauczyciel czyni cuda! To dzięki mnie! A tak na serio to sam jestem zaskoczony, musisz posiadać bardzo dużą moc skoro tak szybko i bez treningu udało Ci się opanować taki manewr. Bo nie ćwiczyłaś, prawda?
- Nie, nie ćwiczyłam.
- No to... To tyle na dzisiaj.
Położyłam się ciepłej od słońca trawie, zamknęłam oczy i moją głowę cały czas nawiedzało pytanie ,,O czym Mike teraz myśli".
- Wiesz, przypominasz mi liczi.
- Dobrze usłyszałam? Liczi? Nie jestem już Myszką? - nie mogłam powstrzymać śmiechu
- Zawsze będziesz Myszką, ale przypominasz mi liczi bo na zewnątrz jesteś nieprzyjemna, próbujesz się chronić i odtrącać wszystkich, ale w środku... W środku jesteś słodką i uroczą osobą.
Nie wiedziałam co powiedzieć, facet który mi się podoba powiedział, że jestem jak liczi, na to chyba nie ma odpowiedzi, ale moje policzki nie chciały mnie słuchać; stwierdziły że i tak przybiorą czerwoną barwę, no bo co?
- No, nieważne. Powinniśmy wracać.
- Masz rację. - powiedziałam, a on szybko się podniósł i wyciągnął do mnie rękę, przytrzymałam się jej i również wstałam, zanim jednak to się stało przebiegł mnie ciepły dreszcz, równie przyjemny jak za poprzednim naszym dotykiem. Nie wiedziałam czy mam zabrać rękę, czy też nie, więc jej nie zabrałam, on też nie był pewny co z nią zrobić więc również jej nie puścił.
- Myszka, ja zawsze mam rację.
Poszliśmy w stronę domu, na dworze wiał chłodny, ale przyjemny wiatr, słońce było już nisko, a właściwie nie było go widać, spojrzałam na Mike'a, jego ostre rysy twarzy, czarne rozmierzwione włosy, hipnotyzujące oczy... no po prostu bóg, nie człowiek! Zatrzymaliśmy się na chodniku przed moim domem, już miałam coś powiedzieć, ale wtedy u progu drzwi domu Mike'a wyszła Sara i krzyknęła:
- A więc to prawda. - podeszła do nas, i tym razem już cisz powiedziała - Jesteście razem! Mike mówi o tobie czasem w domu, ale nie wiele, cała szkoła o was gada. A właśnie, Mike lubi Cię podsłuchiwać więc nie ma różnicy czy powiem to tu czy na osobności. Każdy zastanawia się idziecie razem na bal, i wiedzą też o waszych po-lekcyjnych spotkaniach, ludzie mówią że... - patrzeliśmy na nią trochę oniemieli, no przynajmniej ja taka byłam, on był raczej wkurzony i rozbawiony.
- Eh... to ja już pójdę.
- Po co? I tak wszyscy wiemy że jak wrócisz będziesz podsłuchiwać. Nie lepiej po prostu żebyś do nas przyszła? Omówimy to i...
- Nie ma co omawiać, Sara daj żyć! Zajmij się lepiej tym swoim Jason'em?
- Justin'em, a jakbyś chciał wiedzieć to dzisiaj zerwaliśmy. - Sarze zaczęły lecieć po policzkach łzy, a ja odruchowo przyciągnęłam ją do siebie i przytuliłam lekko.
- A więc zapraszam do mnie, mamy pewnie nie będzie, a ja wiem jak to jest. Mam popcorn, chipsy, cola też powinna się znaleźć. Obejrzymy jakiś fajny film, proszę nie daj się namawiać.
- Niech będzie. Przyjdę za dwie godziny. - odsunęła się ode mnie, otarła łzy popędziła do domu. Mike stał trochę oniemiały, aż tu nagle, tak znikąd ni zowąd przytulił mnie. Serce zaczęło mi szybciej bić, przyjemny dreszcz pokrył całe moje ciało, a ja stałam jak z kamienia, ocknęłam się dopiero po chwili.
- A to za co było? - uśmiechnęłam się do niego nieśmiało.
- Ja... Sara... Ona nigdy nie miała bliższej przyjaciółki my... staramy się raczej nie wyróżniać. A ty... Ty jesteś tym czego Sara potrzebowała, dzięki.
- Ja...
- Powiedz mi co mam jej powiedzieć jak wrócę do domu?
- Że ten gościu jest skończonym dupkiem skoro nie docenia takiego kogoś jak ona, i że będą w życiu lepsi, którzy ją docenią, pokochają całym sercem, żeby nie przejmowała się jednym głupkiem, że nie jest wart jej łez. Coś wymyślisz, na dziewczyny działają takie rzeczy... .
- ... poradziła pani Elisabeth, psycholog dla młodzieży
- Idź już!
- Mogę później wpaść?
- To ma być raczej babski wieczór.
- Nie powiedziałaś nie. - i znowu ten jego uroczy uśmiech - Chyba naprawdę powinnaś już iść, twoja mama jest w domu i właśnie opowiada swojej koleżance jak gadasz przez półgodziny z jakimś chłopakiem przed domem.
- Minęło już półgodziny? O kurczę! No, to... Cześć.
- Cześć Myszka.
Po długich wyjaśnieniach mamie, że Mike nie jest moim chłopakiem, i po opowiadaniu jej czemu tak późno wróciłam, mama w końcu poszła do koleżanki, niewiele później przyszła Sara, wieczór minął raczej nudno, ale nie ma co się dziwić gdy leczy się czyjeś złamane serce. Mike się nie zjawił co skryci mnie bolało. Położyłyśmy się spać po drugiej w nocy.
Super^^!
OdpowiedzUsuńO dziękuję, starałam się ☺
UsuńSuper zapraszam do siebie obserwacja za obserwację?
OdpowiedzUsuń