poniedziałek, 1 grudnia 2014

5 rozdział | 22 listopad

Otworzyłam oczy, znajdowałam się w jakimś pokoju. Ściany były brązowe, a meble zrobione z jasnego drewna. Leżałam na skórzanej kanapie i byłam przykryta czerwonym kocem. Podparłam się na łokciach, obejrzałam i wstałam. Podeszłam do najbliższych drzwi, dochodził z nich zapach, smażonego mięsa i... hm... trudno mi stwierdzić, to chyba zapach jakiś kwiatów, może owoców. Zapukałam i weszłam do kuchni, przy kuchence stała Sara, miała na sobie żółty szlafrok, a włosy miała rozpuszczone. Uśmiechnęła się do mnie, ale nic nie powiedziała. Obok stał stół, a przy nim krzesła, na jednym z nich siedział Mike.
- Co ja tu... Gdzie ja... Wytłumaczy mi ktoś...?- nic nie rozumiałam
- Jesteś u nas w domu, Mike Cię tu przyniósł po tym jak znalazł Cię w sadzie. Co ty tam robiłaś? - teraz zaczęło mi się przejaśniać. Postać, sad, sen ...
- Ja robiłam zdjęcia, i... Właśnie, gdzie mój aparat!?
- U mnie w pokoju - odpowiedział Mike.
- Ok, później go wezmę, ale jak mnie tam? Kiedy? Czemu byłeś w nocy w sadzie?
- Jak to, nie wiesz?- mówił z powagą
- Ja, próbowałam jakoś wam przesłać, coś na kształt głośnej muzyki, ale wątpię żeby... .
- I udało Ci się. Więc teraz mamy pewność, że płynie w topie vektorańska krew. Gratulacje! -
Byłam zmieszana. Wcześniej brałam uwagę fakt, że mogę być Vektorem, ale gdy stało się to prawdą, to nie mogłam w to uwierzyć. Myślałam, że to jakiś długi, dziwny sen. A co jeśli jestem w śpiączce? Nie, to nie mógł być sen. Próbowałam zmienić temat, i myśleć o czymś innym. Hmm... zaraz zaraz. Skoro w poniedziałek miałam ,,wypadek" leżałam w szpitalu trzy dni, to dzisiaj jest ... czwartek. Sara i Mike nie są w szkole, przeze mnie.
- Dlaczego nie jesteście w szkole?- zaskoczyła ich ta nagła zmiana nastroju i tematu.
- Sara, dlaczego nie jesteś w szkole? - próbował zrobić winną z Sary, a nie z siebie.
- Mike, ja się pytam też Ciebie.
- Nie byłam w szkole, bo Mike się uparł że z tobą zostanie, i przypilnuje żeby nic Ci się nie stało - Mike słysząc to miał coraz czerwieńsze policzki - Ja nie zostawiłabym Cię z nim sama. Ani nic Ci nie ugotuje,a ...
- Czemu nie jestem w swoim domu, tylko u was? O boże! Mama pewnie się zadręcza i .. muszę już wracać. - mówiąc to poderwałam się z krzesła i podeszłam w stronę drzwi wejściowych.
- Czekaj, my się tym już zajęliśmy. Jak teraz wrócisz to tylko się przestraszy. -Nie rozumiałam o czym on mówił. Ale mój wyraz twarzy chyba się zmienił. Bo się uśmiechnął.
- Pamiętasz? Mówiłem Ci że możemy robić iluzję. Właśnie teraz inni myślą że jesteś w szkole. Odpowiadasz tylko na proste pytania, a na przerwach jesteś niewidoczna, więc nikt się nie połapie. Jeśli teraz wrócisz do domu, to twoja mama będzie zła i pomyśli że się zerwałaś.
- Ja... ym. dzięki, chyba. - Mike przybrał radosny wyraz twarzy i uśmiechnął się tak szeroko, tymi swoimi białymi zębami, że byłby wspaniały w reklamie pasty wybielającej zęby.

O 15:15, czyli pół godziny po tym jak skończyły mi się lekcje wróciłam do domu. Na szczęście mamy w nim nie było, i dobrze; nie miałam jej ochoty mówić jak było w szkole itd. Nie przygotowałam się na kłamanie. Zrobiłam sobie gorącą czekoladę z bitą śmietaną, choć dziwne że była. Mama pewnie zrobiła jakieś większe zakupy.
O matko!- pomyślałam jak uświadomiłam sobie, że już równo za tydzień jest bal, no i moje urodziny. Nie miałam nawet nadziei że ktoś mnie na niego zaprosi, ale skrycie chciałam żeby ,,ktoś" to zrobił. Urodzin nie wyprawiałam. Choć może zaproszę Sarę i zrobimy sobie pidżama party. Jak nie w piątek, to sobotę. Ale co ja planuje, przecież to urodzin jeszcze tydzień.
  Przebrałam się i wzięłam prysznic. Później poszłam do pokoju i chciałam wstawić zdjęcia na bloga, więc zajrzałam do szafki po aparat. No tak zostawiłam go w oliwkowym domu.
 Wyszłam z domu i podbiegłam do ich drzwi. Pukałam dwa razy i weszłam.
- Sara? Mike? Moglibyście dać mój aparat? - zawołałam. Nie usłyszałam odpowiedzi, tylko głośny huk.
Nie wiedziałam co zrobić. Czy powinnam iść sprawdzić co się stało czy uciec, dla własnego bezpieczeństwa? - zadawałam sobie w kółko te pytania, jednak ciekawość i strach o przyjaciół przezwyciężyła strach o siebie.
 Weszłam na schody, w kierunku huku, słyszałam głosy, ale nie a tyle wyraźnie by stwierdzić coś konkretnego. Dźwięki doprowadziły mnie do białych drzwi, ozdobionych dziesiątką różnych zdjęć Sary, pewnie to też jej pokój. Otworzyłam je. Byłam przygotowana, na złodzieja, lub przestępce, no cokolwiek ale nie na... Sarę i Mike'a remontujących pokój.
- Myszka? Co ty tu robisz? - odezwał się Mike
- Przyszłam po aparat.
- Ach, no tak, jest w moim pokoju. Chodź dam Ci go.- powiedział Mike, i poprowadził mnie do wielkiego pokoju. Ściany były pomalowane na kolor szary, na nich wisiały różne obrazy, głownie czarno białe. Meble, były drewniane, i pomalowane na biało. Pokój wydawał się być schludny i pedantyczny.
- Malujesz? - odezwałam się
- Trochę
- Wow, one są ... wow! - obrazy były naprawdę niezłe.
Podeszłam do jednego z nich. Była na nim kobieta z lat sześćdziesiątych. Jechała na rowerze a w koszyku miała psa.
- Zazdroszczę.
- Czego ?
- Talentu.
- Pięknie grasz - nie byłam pewna czy dobrze usłyszałam
- Słucham?
- Pięknie grasz, widziałem Cię przez okno i... tak jakoś wyszło że..
 Podeszłam do okna, nie miało rolet i firan, za to parapet był szeroki, a na nim wielka poduszka.
- A więc to tak? Obserwujesz mnie przez okno? - uśmiechnęłam się do niego. Choć nagle przypłynęła we mnie fala gniewu, bo zaraz. Przecież ja się przebieram, tańczę śpiewam i ... i robię dużo rzeczy w pokoju, a on to wszystko widzi.
- Muszę iść.
- Gdzie? Zrobiłem coś?
- Powiedzmy. Daj aparat. Jadę do sklepu z roletami, gdzie znajdę najbliższy?
- Hm.. pięćdziesiąt, sześćdziesiąt kilometrów stąd. Ja poczekałbym raczej na weekend. A właśnie, jutro sprawdzian z angielskiego. Pani najpilniej sprawdza nowych, więc radziłbym Ci się wykuć.
- O cudownie, jak szybko mi powiedziałeś. Daj aparat.
- Proszę. - powiedział zakładając mi go na szyje. Podczas tej czynności musnął palcem moją szyję, przeszedł mnie ciepły dreszcz, miły dreszcz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz