Poranek był całkiem zwyczajny, robiłam zwykłe czynności; włosy związałam w wysoką kitkę, i ubrałam się w niebieski sweter i dżinsy. Później zjadłam śniadanie i pojechałam do szkoły.
Lekcje były nudne i ciągnęły się w nieskończoność. W szkole nie miałam żadnych lekcji z kimś kogo bym znała, nie natknęłam się też ani na Mike'a, ani na Sarę. Marzyłam aż będę już w domu, w końcu dziś był piątek.
Jak wróciłam do domu, to jak zwykle mamy w nim nie zastałam. Dziś wieczór nie planowałam nic nadzwyczajnego, no chyba że zaproszę Sarę na oglądanie jakiegoś filmu. Wchodząc po schodach, potknęłam się o stertę wypranych ciuchów. Po mocnym bólu który przeszedł moją nogę, zdecydowałam się tu wreszcie posprzątać. Usiadłam na schodach i odczekałam chwilę, aż ból minął. Następnie weszłam na górę. Przebrałam się w bluzkę ze startym już nadrukiem i luźne dresy.
Wzięłam niebieską szmatkę z kuchennej szafki i zabrałam się do sprzątania, później jeszcze odkurzyłam i wstawiłam pranie. Całość zajęło mi to trochę czasu, a zważając na to że prawie zima, to za oknem już było czarno. Nabrałam chęci, by zrobić mamie niespodziankę. Podeszłam, do jednej z kilku kuchennych czarnych szafek, i wyciągnęłam z niej cukier. Z lodówki wzięłam jajka. Później schyliłam się do szafki po mąkę, złapałam ją i wypuściłam z rąk. Jakaś ręka zapukała w kuchenne okno, naturalnie bez firan i rolet. Kurczę, zakluczyłam drzwi czy nie? A jeśli to złodziej? Nie, złodzieje nie pukają w okna. Może policja, straż ? Nie musiałam dłużej się zastanawiać bo właściciel ręki odezwał się do mnie, a był nie kto inny jak Mike.
Odwróciłam się na pięcie, i poszłam w stronę drzwi wejściowych. Otworzyłam je, a czarnowłosa postać błyskawicznie stanęła tuż przy mnie.
-Zawsze tak reagujesz na gości?
-Zawsze tak straszysz ludzi?
-Przyszedłem Ci pomóc.
-Ymm. A w czym?
-W gotowaniu. -Jak to powiedział, nawet nie zadawałam pytań skąd wie, bo... Bo już nawet nie miałam na to siły.
-Taaak, dzięki za propozycję, ale...
-Ale musisz mi powiedzieć co pieczemy.
-Muffiny, sałatka i tosty. - Wiedziałam, że łatwo się go nie pozbęde, a i tak sprzątaniem byłam wykończona, do tego wszystkiego muszę jeszcze raz wyczyścić podłogę ! - Ty rób sałatkę, ja posprzątam.
Podałam mu do rąk przepis, dużą miskę, nóż i deskę do krojenia, powiedziałam też, że składniki są w przepisie, a warzywa w lodówce. Sama poszłam po zmiotkę i mopa. Podłoga z moją pomocą znów stała się czysta i zaczęła lśnić.
Spojrzałam na Mike'a z wielką dokładnością kroił pomidora w kosteczkę, ja nie wytrzymałam i wybuchnęłam śmiechem.
-Zdajesz sobie sprawę, że nie musisz robić tego idealnie? Za godzinę tego już nie będzie.
-Ale ja jestem idealny.
Uśmiechnęłam się tylko i poszłam do salonu zająć się poduszkami na kanapie, choć były ułożone idealnie, to i tak je poprawiałam jeszcze kilka razy. Nie miałam ochoty przebywać w jednym pomieszczeniu sam na sam z Mike'iem, nie dlatego że go nie lubiłam, po prostu no... jego obecność przyprawiała mnie o motyle w brzuchu, i czerwone policzki. W końcu zostawiłam biedne poduszki w spokoju i podeszłam ze szmatką do glinianych figurek na półce, najpierw ostrożnie oczyściłam je z kurzu, a później włączyłam radio, głos jakiegoś człowieka zapowiedział deszczowy tydzień z mocnym wiatrem i burzami, zmieniłam stację na piosenki i usiadłam na kanapie, po chwili moje powieki stały się tak ciężkie, że nie miałam siły ich podnieść, z resztą nawet nie próbowałam, było mi tak ciepło i wygodnie, całkowicie zapomniałam o tym że Mike nadal jest w moim domu, a mama niedługo przyjedzie, nic się teraz dla mnie nie liczyło. Poczułam jak moje ciało odpręża się jak przenoszę się w czarną otchłań, o dziwno było to miłe uczucie, kojące i przyjemne tak bardzo, że nie da się tego opisać.
Niestety nie trwało to długo, przynajmniej takie miałam odczucie. Usłyszałam czyjś głos i szybko podniosłam się do pozycji leżącej, nie było to dobre posunięcie ponieważ zakręciło mi się w głowie, i zrobiło mi się nie dobrze, mimo to sekundę później wstałam, zmiękły mi kolana i prawie upadłam na podłogę, ale czyjeś ręce złapały mnie w tali. Odwróciłam się i ich zielonooki właściciel z zatroskanym wyrazem twarzy zapytał się mnie :
-W porządku?
-Ta... Tak. - Wydukałam i czułam jak moje policzki przybierają kolor dojrzałej truskawki. Odsunęłam się od Mike'a i poszłam w stronę kuchni. Wyciągnęłam z górnej szafki mąkę, cukier i inne potrzebne do zrobienia muffinów, spojrzałam na zegarek. Cholera! Jest 18:45, mama kończy pracę za 15 minut. Słabo. No trudno, przygotowałam masę według przepisu i wstawiłam do piekarnika, wstawiłam wodę w czajniku i usiadłam na krześle, za mną odezwał się Mike :
-Dlaczego się tak zachowujesz? - zatkało mnie, nie wiedziałam o czym on mówi, no może to było dziwne że w jego obecności zasnęłam na kanapie, no ale chwila, nikt go tu nie zapraszał! Szybko złość mi minęła, a słowa same wyleciały z moich ust.
- Przepraszam. - Go moja odpowiedź zaskoczyła równie mocno co mnie. Przybrał tylko pytający wyraz twarzy i czekał aż powiem coś jeszcze.
- No... przepraszam, za to że Ci nie podziękowałam za to że mi pomagasz i... no że jesteś. - zastanowił się nad moją odpowiedzią chwilę, i już miał powiedzieć coś sensownego, kiedy zadzwonił dzwonek oznajmiający wyciągnięcie muffinów z piekarnika.
- Pysznie pachną.
- Zobaczmy jak smakują. - mówiłam wyciągając tacę z piekarnika. - Położysz tu tę deskę? Proszę. - Powiedziałam i wskazałam brodą deskę leżącą na blacie. Mike szybko i posłusznie położył na stół deskę.
- Wow, teraz mogę spokojnie umrzeć. Dożyłem dnia w którym Elisabeth Dafne Clark o coś mnie poprosi. - Przybrał minę autentycznie zaskoczonego, jednocześnie poważnego ale i rozbawionego, gdyby nie to że wymówił moje drugie imię i nazwisko to pewnie bym się zaśmiała.
-Skąd ty...
-Co znam twoje nazwisko?
-Czytasz w myślach? I nie, nie o nazwisko mi chodzi ale o drugie imię.
-Nie nie czytam w myślach, bardziej odczuwam twoje uczucia. I eh... to było trudne je zdobyć.
-Zdobyć? - Nie mógł odpowiedzieć bo do domu weszła mama.
-Wiesz kochanie w pracy mieliśmy dziś poczęstunek, więc nie jestem głodna. Mam nadzieję że nic nie przygotowałaś, o nie! Co przygotowałaś? Ślicznie pachnie no ale... Może zaprosisz Marka i Sarę? - Mamie się buzia nie zamykała. Gadała jak oszalała, i to chyba pierwszy raz. Nie był to odpowiedni moment.
-Mamo ja...
-Dobry wieczór, nazywam się Michael nie Mark.
Powiedzieliśmy w tym samym czasie, z tą różnicą że mój głos był raczej spanikowany a jego miły i opanowany. Mama słysząc go wpadła w jednym bucie, i z w połowie rozpiętą kurtką do kuchni. Uśmiechnęła się pytająco.
-A, tak wybacz, nie mam głowy do imion. Chociaż biorąc pod uwagę fakt że Lisa cały czas o tobie mówi, to powinnam się nauczyć.- Moje policzki przybierały coraz mocniejszy odcień czerwieni, a mi było słabo. Chciałam jak najszybciej się stąd ulotnić, nic innego się teraz nie liczyło. Nie wiedziałam nawet jak jej przerwać żeby nie było to podejrzane i... ach co ja mam teraz zrobić? Wpadłam na pomysł, trochę głupi ale skuteczny.
-Ach, przypomniało mi się że zostawiłam włączone światło w łazience, y... to ja idę.
-Kupiłam żarówkę, mówiłaś że ta w łazience się przepaliła. - No tak, jak mogłam być taka głupia, teraz zupełnie improwizowałam.
-Powiedziałam w łazience? Heh, miałam powiedzieć w pokoju, to ... zaraz wracam.
-Co wy właściwie robiliście w jej pokoju? - Wbiegając po schodach usłyszałam jeszcze jak mama pytała się o to Mike'a.
Usiadłam na łóżku i starałam się przetrawić wszystko to co właśnie się zdarzyło, jak wytłumaczyć to mamie? Teraz próbowałam wychwycić choć fragment ich rozmowy, skupiłam się i ... Rozmowa dopłynęła do mnie jak z głośników podkręconych na maxa. Ból był nie do zniesienia, opadłam na łóżko. Zatkałam uszy, jednak to nic nie dawało; dźwięk dochodził jakby z mojej głowy,nie z zewnątrz słyszałam ich rozmowę tak głośno, że nie byłam w stanie cokolwiek wyłapać, skupiłam się teraz tylko na tym żeby to wszystko przestało się dziać, i przestało. To było dziwne, zupełnie jakbym to kontrolowała. Spróbowałam jeszcze raz tym razem skupiłam się na myśleniu o cichej rozmowie, tak bym ją słyszała wyraźnie, i się udało. Słyszałam teraz każde słowo wyraźnie, bez żadnych zakłóceń, szelestów i pisków. To było bardzo dziwne, zważając na to że ja byłam zamknięta w swoim pokoju, a oni w kuchni - na dole!. Starałam się nie skupiać na tym że jest to dziwne, tylko na rozmowie:
-A więc... Jesteście parą? - spytała mama na co Mike odpowiedział śmiechem
-Ja się pytam serio. - wyraziła się stanowczo mama
-Nie, to nie tak jesteśmy tylko... tylko znajomymi - usłyszałam tu smutną nutę,
-Hm... wydajesz się tym smucić.-mama ściszyła głos, i dodała- może zostaniesz na kolacji? A później zrobicie razem prace domową czy coś. - Że co? Moja własna matka, proponuje Mike'owi randkę ze mną? Nie, musiałam się przesłyszeć, ale czy aby na pewno?
-Ja.. Ym... Dziękuję za zaproszenie,
-I tak zaraz wychodzę, bo sama się umówiłam, więc będziecie mieli wolną chatę, jak wy to mówicie.
Później usłyszałam kroki na schodach i mama weszła do pokoju.
-Michael na Ciebie czeka. Zaprosiłam go na kolację, ja zaraz wychodzę więc będziecie sami. Nie siedź do późna. Pocałowała mnie w czoło i poszła do swojego pokoju.
Zeszłam do kuchni, bardzo wolno. Podniosłam sałatkę i postawiłam ją na stole w salonie, starałam się nie patrzeć na Mike'a, ale jak zapytał się czy w czymś pomóc, to jednak nie mogłam mu nie odpowiedzieć.
-Nie, nie musisz.
-Ale chcę.
-To żeby Ci ulżyło zanieś sztućce.- podałam mu 2 widelce i 2 noże, a sama zaniosłam talerze. Usiadłam na jednym z krzeseł, a Mike na przeciw mnie.
-Jak nie chcesz to nie musisz tu siedzieć, wiem że po prostu nie chciałeś odmówić mamie.
-To nie tak.
-To jest dokładnie tak. - Przez dłuższą chwilę nic nie mówiliśmy, było cicho. Słychać było tylko cicho lecące w radiu piosenki, i zamykane drzwi gdy mama wychodziła z domu. Niewiele po tym stwierdziłam że powinnam powiedzieć Mike'owi co stało się u góry.
-Musimy pogadać. - Spojrzał się na mnie wyczekująco, więc kontynuowałam - Jak poszłam na górę, to, to skupiłam się na tym żeby usłyszeć waszą rozmowę. Początkowo nic się nie działo, ale... ale później dźwięk stał się koszmarnie głośny. Następnie pomyślałam tylko żeby ucichł, i zrobił to. Spróbowałam jeszcze raz, tym razem skupiałam się na tym żeby był cichszy i mi się to udało. Czy to nie dziwne? - Spojrzałam na Mike'a dopiero teraz, bo przez cały czas jak opowiadałam skupiałam wzrok na talerzu. On szeroko się uśmiechnął i mocno mnie przytulił. Zaskoczona i odrętwiała od tego nagłego zdarzenia nie wiedziałam co zrobić, a już napewno co powiedzieć.
-Ellie! To... to cudowne, jesteś vektorem, tak się cieszę. To znaczy, że... Boże! To tyle wyjaśnia. - Jego twarz była rozpromieniała, a on sam kipiał z radości. Nie wiem nawet czy zdawał sobie sprawę że nadal mnie przytula... że w ogóle mnie przytula. Odchrząknęłam, a on natychmiast zabrał ręce i się zarumienił, rany! To było takie słodkie.
-Ppprz... przepraszam.- Boże! Czy on musi być tak zniewalająco przystojny a do tego tak uroczy?
-Możemy zmienić temat?
-Pójdę już. -jego twarz przybrała niemal wściekły wyraz, to było trochę przerażające, ale i tak... seksowne? Choć jak dotarło do mnie znaczenie tych słów to mimowolnie jęknęłam cicho. -Pomóc Ci sprzątać?
- N..nie, dzięki poradzę sobie. Fajnie że wpadłeś. -Uśmiechnęłam się do niego smutno, choć poczułam przypływ złości, jak on w ogóle może tak targać moimi uczuciami? Wie przecież że mi się podoba, co prawda nie powiedziałam mu tego wprost, ale pewnie się domyśla. No i... i najpierw mnie przytula i pieprzy jaki jest szczęśliwy, a potem co? Potem wścieka się na mnie nie wiem za co i wychodzi ! Łzy wściekłości, a może żalu? Nieważne jakie, to i tak napłynęły mi do oczu. Wzięłam do ręki nasze talerze i wstałam tak szybko, że jeden z nich wypadł mi z ręki i stukł się na podłodze. Ominęłam go i poszłam do kuchni zanieść ten jeden który mi został. W kuchni otarłam załzawione oczy i poszłam po miskę z sałatką. On cały czas siedział. Powiedział że idzie, to niech idzie! Czemu on cały czas tu jest!? Podniosłam miskę i szłam w stronę kuchni, kiedy łzy w oczach zasłoniły mi widok na świat walnęłam się kostką o róg krzesła, straszny bół przeszył moje ciało, a ja zrobiłam krok do tyłu i weszłam w rozbity talerz. Poczułam jak maleńkie ostre drobinki dostają się do mojego ciała, zrobiło mi się słabo i z hukiem upadłam na podłogę, a gorąca fala zalewa moją nogę. Usłyszałam jeszcze krzyk Mike'a i otoczyła mnie ciemność. Nic już nie czułam, i nic nie słyszałam, nie mogłam się poruszyć, nawet otworzyć oczu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz